Śmieszą mnie wyrażane niekiedy w związku z tą przeprowadzką obawy, że oto zachwiany zostaje podział władzy. Niczego takiego od dawna w czołowych europejskich demokracjach nie ma. Odkąd zwyciężyła tam zasada rządów większościowych (a tam, gdzie nie zwyciężyła, nie tylko demokracja kuleje, ale kuleje i samo państwo), dawne rozumienie podziału władz straciło sens. Nie można już mówić (w Anglii, we Francji, w Niemczech, w Hiszpanii...) o balansie pomiędzy władzą ustawodawczą a władzą wykonawczą jako gwarancji politycznej wolności. Nie można, bo w tych krajach rząd panuje zarówno nad egzekutywą, jak i nad parlamentem. Rząd ma w parlamencie większość i z tej racji parlament nie może mu się skutecznie sprzeciwić. Parlament służy tam to wprowadzania środkami legislacyjnymi pomysłów politycznych rządu. Jest miejscem debaty, starcia rządu z opozycją, ale koniec końców prawie zawsze staje po stronie rządu. U nas też do tego, po latach prób i błędów, doszliśmy - i dobrze (oczywiście, są i ciemne strony tej sytuacji, ale to temat na inną okazję). Jedyny balans w nowoczesnej demokracji, o jakim można sensownie mówić, to jest balans pomiędzy większością i opozycją, ale z powodów oczywistych (rządy większościowe) przewaga jest po stronie większości, czyli rządu. Kraje, gdzie zachowały się dawne obyczaje polityczne (Belgia, Izrael, do pewnego stopnia Włochy), doprawdy nie są chlubą demokracji. Więc nie ma czego żałować i nie dlatego zagrywka z przeprowadzką Tuska stanowi problem. Ona stanowi problem tylko o tyle, o ile buduje politykę pozorów. Media niby to wiedzą (vide prześmiewczy ton wczorajszych relacji telewizyjnych z sejmowego dnia premiera), ale lecą do tego, jak muchy do lepu. Stratedzy polityczni Platformy najpierw wpadli na pomysł, który Marek Migalski określa maksymą: gdzie dwóch się bije, tam dwóch korzysta. Czyli ostre zwarcie PO z PiS-em służy PO i PiS-owi, i nikomu więcej. Potem stratedzy wpadli na jeszcze lepszy pomysł: inscenizowania wydarzeń medialnych tylko z udziałem premiera, już bez Kaczyńskiego. To by się dało określić maksymą: w teatrze jednego aktora zyskuje jeden. Czyli premier Tusk. I o to tylko chodzi. Od przeprowadzki Tuska na Wiejską nie poprawi się skuteczność pracy frakcji sejmowej Platformy - premier ma pewne środki dyscyplinujące swoich posłów, może ich używać tak samo dobrze, gdy urzęduje w Alejach Ujazdowskich. Od tej przeprowadzki nie zmieni się układ sił w Sejmie - Platforma z PSL-em mają taką samą większość, gdy premier nie pilnuje osobiście przebiegu głosowań, bo od tego ma bliskich współpracowników, np. szefa klubu parlamentarnego. Od tej przeprowadzki nie poprawi się też jakość stanowionego prawa. Raczej, przez pośpiech podniesiony do rangi kardynalnej cnoty politycznej, jego jakość się jeszcze pogorszy. Czysta polityka, którą konserwatyści słusznie nazywają post-polityką. Roman Graczyk