Przeczytaj: TK rozstrzygnął spór kompetencyjny Trybunał kilkakrotnie podkreśla nieautonomiczność prezydenta w tym zakresie, używając sformułowań typu: prezydent nie prowadzi samodzielnej polityki zagranicznej. W tym sporze wygrał rząd, ale nie to jest tu najważniejsze. Wygrała zasada jednolitości i spójności polityki zagranicznej. Skoro zaś w polityce tej - tak czy inaczej - czynny jest i rząd, i prezydent, to w naturalny sposób powstaje kwestia hierarchii. Kto decyduje o linii naszej polityki zagranicznej, a kto tę linię jedynie reprezentuje? Trybunał jasno na to pytanie odpowiedział: o kierunku polityki zagranicznej decyduje rząd, a prezydent może reprezentować tę linię za granicą. Stąd - wywodzi Trybunał - prezydent może, jeśli zechce, jeździć na szczyty Unii Europejskiej, ale tylko w tym charakterze. Prezydent - powiada Trybunał - może samodzielnie zdecydować, czy na szczyt europejski pojechać, ale jeśli już pojedzie, musi tam reprezentować linię rządu. Ale nawet obecność prezydenta na szczycie nie oznacza, że jedzie on tam zamiast premiera. Trybunał stwierdza wprost, że na szczytach polskie stanowisko przedstawia premier. Oznacza to, że jeśli prezydent chce, to może na szczycie niejako towarzyszyć premierowi, ergo nie może tam zrobić nic, co stałoby w sprzeczności z linią rządu. Trybunał pogroził prezydentowi palcem, choć zachowując wszelką kurtuazję. Widać to po pierwszych reakcjach polityków obozu prezydenckiego wczoraj i dzisiaj. Władysław Stasiak i Paweł Kowal byli spolegliwi jaki nigdy dotąd. Podkreślali, że zawsze było oczywiste, że to rząd kreuje politykę zagraniczną - w ten sposób chcieli pomniejszyć znaczenie werdyktu Trybunału. Ale ten werdykt ma znaczenie. Bo przecież każde dziecko w Polsce wie, że prezydent Kaczyński aspirował do prowadzenia samodzielnej polityki zagranicznej, a w pewnym stopniu także ją prowadził, w czym go wspomagali politycy Prawa i Sprawiedliwości. Powtórzę jednak: mniej ważna jest tutaj wygrana rządu, ważniejsze jest wyraźne potwierdzenie, że Polska nie może mieć dwóch polityk zagranicznych. Niżej podpisanemu bliżej jest do PO niż do PiS (choć przecież nie całkiem blisko, a niekiedy dość daleko), ale gdyby było odwrotnie wymowa tego tekstu była by identyczna. Dlaczego? Bo państwo musi stać ponad partiami. Roman Graczyk