Wczoraj katowicki sąd wydał wyrok w sprawie cywilnej, w której p. Tysiąc pozwała redakcję "Gościa Niedzielnego" i jej wydawcę o naruszenie dóbr osobistych. Sąd uznał racje Alicji Tysiąc (nie wszystkie wprawdzie) i nakazał "Gościowi" oraz archidiecezji katowickiej przeproszenie jej i wypłacenie 30 tys. zł odszkodowania. Sąd uznał za obraźliwe dla Alicji Tysiąc sformułowania z artykułu ks. Marka Gancarczyka (redaktora naczelnego "Gościa"), porównujące ją - zdaniem sądu - do nazistów z Auschwitz. Tymczasem jest to nieprawda, a sąd się zwyczajnie pomylił. Ks. Gancarczyk napisał bowiem coś innego. W kontekście wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu przyznającego Alicji Tysiąc odszkodowanie, autor przywołał fotografie bandytów z Auschwitz, przedstawiające ich podczas wypoczynku w Międzybrodziu Bialskim. Na tych zdjęciach widzimy ludzi wyluzowanych i uśmiechniętych, i trudno na tej podstawie dopatrywać się w nich ponurych zbrodniarzy, którzy (gdy są "w pracy") organizują zabijanie ludzi na przemysłową skalę. W tym kontekście ks. Gancarczyk napisał: "A co z sędziami, którzy wydali tak nieprawdopodobny wyrok? Zapewne na weekendy jeżdżą w różne urokliwe miejsca. Są uśmiechnięci, zrelaksowani. Przyzwyczaili się". Pomyłka sądu jest oczywista. Ks. Gancarczyk przyrównuje bowiem do nazistów z Auschwitz sędziów Trybunału w Strasburgu, nie zaś Alicję Tysiąc. Dostrzeże to każdy, kto czyta tekst ze zrozumieniem, a tym bardziej biegły językoznawca, którego zapewne powoła sąd wyższej instancji. Inna sprawa, czy zarzut, jakiego użył ks. Gancarczyk, jest uprawniony. Porównywać można wszystko ze wszystkim (o ile są to rzeczy współmierne). W tym przypadku efektem porównania jest sugestia autora, że mamy do czynienia z moralnym podobieństwem postawy nazistów z Auschwitz z postawą sędziów ze Strasburga. Mam tu poważne wątpliwości. Nawet jeśliby uznać, że sędziowie Trybunału w Strasburgu wydając wyrok w sprawie Alicji Tysiąc opowiedzieli się za prawem do aborcji (czy wręcz za aborcją), nie wydaje się słuszne stawianie ich w jednym szeregu z doktorem Mengele i komendantem Hoessem. Nie upoważnia do tego nawet fundamentalny sprzeciw wobec aborcji. Zło (podobnie jak dobro) jest stopniowalne, nie każde zło jest złem absolutnym. Ale w istocie sprawa ma się jeszcze inaczej, bo nie ma dobrego powodu, by z wyroku strasburskiego sądu wyciągać jakiekolwiek wnioski co do mniemań jego sędziów w kwestii prawa do aborcji (a tym bardziej w kwestii aborcji jako takiej). Przedmiotem sporu w Strasburgu było coś innego: czy Polska złamała międzynarodowe konwencje, które ratyfikowała, czy też nie, ustanawiając u siebie taki system, w którym kobieta, której odmówiono prawa do aborcji, nie może się od tej decyzji odwołać. Sędziowie orzekli tylko, że skoro Polska daje (pod pewnymi warunkami) prawo do aborcji, to w konsekwencji powinna była zapewnić p. Tysiąc tryb odwoławczy, a ponieważ Polska tego nie uczyniła, pani Tysiąc należy się odszkodowanie. Sędziowie ocenili tylko polską infrastrukturę prawną w świetle Europejskiej Konwencji Praw Człowieka - i tyle. Gdyby taka infrastruktura istniała, pani Tysiąc w Strasburgu by przegrała, a ponieważ ona nie istnieje, pani Tysiąc w Starsburgu wygrała. Zatem wyrok strasburski nic nie mówi o poglądach sędziów Trybunału na prawo do aborcji (a tym bardziej na aborcję), a jedynie o ich poglądach na polski system prawny. To prowadzi nas z powrotem do sądu katowickiego, który wczoraj orzekł, iż "Gość Niedzielny" nierzetelnie opisał wyrok Trybunału w Strasburgu. W tej sprawie sąd katowicki ma rację. "Gość" napisał bowiem: "W konsekwencji pani Tysiąc otrzyma 25 tys. euro odszkodowania (?) za to, że nie mogła zabić swojego dziecka. Mówiąc inaczej, żyjemy w świecie, w którym mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono". Trybunał w Strasburgu przyznał pani Tysiąc odszkodowanie - jak wykazałem wyżej - za coś innego. Oczywiście, w potocznym, a więc bardzo uproszczonym postrzeganiu tego sporu strasburskie odszkodowanie jawić się może jako swoista nagroda za to, że pani Tysiąc nie mogła dokonać aborcji. "Gość Niedzielny" jak gdyby pomylił dwa dyskursy: moralny i prawny. Upomniał się o fundamentalne prawo do życia, ale uczynił to w dyskursie prawnym o wątpliwej sile przekonywania . Uprościł więc sprawę ponad zdrowy rozsądek i to mu wczoraj wytknął sąd. Ale czy fałszywa opinia powinna być sądownie zakazana? A czy matka, która wbrew swej woli urodziła dziecko, nie stawia się w fałszywej sytuacji, gdy domaga się pieniędzy za niewątpliwe uchybienia prawne, których owocem jest jednak jej żyjące dziecko? Rzecz jest bardzo złożona. Czym innym są jej aspekty prawne, niemal całkowicie ignorowane przez uczestników tej debaty, czym innym kwestie moralne. Jedne i drugie są jednak bardziej złożone niż konstrukcja cepa. A uczestnicy debaty publicznej w tej sprawie niemal bez wyjątku stosują w niej logikę cepa. Roman Graczyk Zobacz również: Alicja Tysiąc "usatysfakcjonowana"