Tymczasem już na pierwszym etapie wydarzył się dramatycznie wyglądający, a w skutkach - być może - tragiczny wypadek. Na finiszu w Katowicach zawodnik ekipy Jumbo-Visma, Dylan Groenewegen ewidentnie zajechał drogę wyprzedzającemu go Fabio Jakobsenowi z teamu Deceuninck - Quick-Step, czym spowodował wypadnięcie tego drugiego z trasy przy pełnej prędkości (zapewne ok. 70 km/h). W chwili, gdy piszę te słowa, nie wiadomo, czy kolarz przeżyje ciężkie urazy czaszkowo-mózgowe, których doznał po zderzeniu z barierkami ochronnymi, z konstrukcją mety oraz z sędzią, który stał przy linii mety. Oczywiście, to prawda, że ryzyko kraksy, a nawet śmierci jest wpisane w los kolarza szosowego, szczególnie gdy wypadło mu być sprinterem. Oczywiście, to prawda, że głównym sprawcą dramatu był kolarz Jumbo-Visma, który zachował się tu po bandycku. Oczywiście, my kibice kolarscy kochamy Czesława Langa, który nadał naszemu narodowemu tourowi międzynarodową rangę. To wszystko prawda, a jednak... A jednak zapewnianie na wyprzódki, przez Pana Dyrektora, zaraz po wypadku, że nie ma tu żadnej winy organizatorów było cokolwiek nerwowe, jak gdyby miało przykryć coś, co jednak wszyscy widzieli. No bo wszyscy, oglądający ten feralny finisz, widzieli sędziego, który stał w odległości jednego, może półtora metra od pędzącego z ogromną prędkością peletonu. Po co tam stał, gdy obecnie w dobie supernowoczesnych technologii kamery i inne urządzenia widzą lepiej niż ludzie. Wszyscy widzieli, że linia mety oznaczona była nie tylko czymś na kształt łuku tryumfalnego z dmuchanego balonu, ale i wsparta na pionowej konstrukcji. Po co tam była ta konstrukcja, skoro można tak wyprofilować ów balon wypełniany powietrzem, by sam spełniał funkcję konstrukcyjną? Przecież wszyscy widzieli, że na owej konstrukcji zawieszone były reklamy sponsorów. Jeśli jednak ten pionowy maszt również przytrzymywał ów balon, to czy koniecznie musiał być zainstalowany tak blisko jezdni, a nie kilka metrów dalej? Już wcześniej w czasie, gdy kolarze byli na kilkunastokilometrowej pętli przed metą, wszyscy oglądający transmisję widzieli, że gdy zawodnicy jechali wąską parkową alejką, mijali ławki ustawione dosłownie tuż przy trasie. Te ławki na co dzień są tam potrzebne dla zwyczajnych użytkowników parku, ale dlaczego nie zostały usunięte na czas przejazdu kolarzy? Bóg strzegł i nic złego się w tym parku nie wydarzyło. Ale w kontekście tego, co się stało na mecie, pytanie o ławki na parkowej alejce natrętnie powraca. Ja rozumiem, że nikt tego nie chciał, ale jednak wydarzyła się rzecz dramatyczna, oby nie tragiczna (nb. dokładnie rok po śmierci Bjorna Lambrechta na trasie TdP, 5 sierpnia 2019 r.). A skoro tak się stało, to pierwszą powinnością organizatorów (Lang Team) i operatora medialnego (TVP) jest pełna transparentność informacji. A co widzieliśmy i słyszeliśmy w ciągu kilkudziesięciu minut bezpośredniej transmisji z miejsca wypadku? Ogólne ujęcia, dużo okrągłych słów. Przecież jest oczywiste, że uderzenie z takim impetem w twarde przeszkody oznacza bardzo wielkie zagrożenie wprost dla życia kolarza. Od pierwszej minuty po wypadku było jasne, że jedynym istotnym pytaniem tego wieczoru - dalece ważniejszym od rozważań o trasie drugiego etapu na przykład - jest to, czy Fabio Jakobsen żyje. Wypadek wydarzył się ok. 18.30, a tymczasem w ciągu następnych kilku godzin na stronie Tour de Pologne nie było słowa o tym, co się wydarzyło. W zakładce "wyniki" czytamy, że zwycięzcą etapu został, z czasem takim to a takim, Fabio Jakobsen z zespołu Deceuninck - Quick-Step. Zaś w zakładce "news" zero informacji na temat wypadku. Za to dużo o sponsorach TdP. Przepraszam, ale to jakiś ponury żart, kompletny brak wyczucia powagi chwili, gdy nie wiadomo, czy zwycięzca etapu przeżyje swoje zwycięstwo. To, że TVP jest tubą rządu, wszyscy wiedzą. Okazało się jednak, że nawyki pokazywania nie tego, co jest, ale tego, co "ciemnemu ludowi" (prawa autorskie Jacka Kurskiego) pokazać należy, żeby nie błądził, weszły w krew również ekipom sportowym tej telewizji. Lang Team jest prywatną spółką, ale skoro obsługuje nasz narodowy tour, za niemałe publiczne pieniądze, to ponosi z tego tytułu jakieś obowiązki, choćby obowiązek rzetelnego informowania. Wygląda jednak na to, że to partnerstwo ma dalej idące konsekwencje, niżby można się było spodziewać. *** Jest środa późny wieczór, dopiero o godz. 22 TVP podała informację z sosnowieckiego Szpitala św. Barbary o stanie zdrowia holenderskiego kolarza. Wygląda na to, że Fabio Jakobsen wyjdzie z tego cało. Życzę wszystkim, żeby jutro, gdy się obudzą, dowiedzieli się, że tym razem skończyło się na strachu. Ale nawet w takim przypadku pytania, które tu padły, zachowają swoją wagę, niestety. Roman Graczyk