Pięknoduchy od dawna, i aż do dzisiaj włącznie, uparcie odmawiają słuszności analizie Samuela Huntingtona z 1993 roku. I będą jej odmawiać dalej, bo ich angeliczna wizja świata nie potrafi zaakceptować tej przykrej prawdy, że integryzm muzułmański jest całkowicie nie do pogodzenia z normami demokracji. Tego, że integrysta muzułmański chcąc być wierny sobie, nie może przystać na wielość poglądów religijnych, a tym bardziej na równoprawną obecność poglądów muzułmańskich z ateistycznymi. I jeszcze bardziej na równą obecność poglądów muzułmańskich z antymuzułmańskimi.Integrysta chrześcijański też nie jest z tego stanu spraw na Zachodzie zadowolony, ale raczej nie chwyta za kałasznikowa z powodu poniżania jego religii. A islamista, owszem. Stereotypy? Trzeba być głupcem, żeby nie rozróżniać pomiędzy nieuprawnionym utożsamieniem wszystkich muzułmanów z islamizmem, a prostym faktem, że prawie wszyscy antyzachodni terroryści są islamistami. Głupcy będą jak zawsze - już to robią od kilkunastu godzin - zapewniać, że islam nie ma z tym nic wspólnego. Niech idą do diabła ze swoimi mózgami zamkniętymi na argumenty i pozwolą ludziom rozumnym myśleć. Musimy więc zastanowić się - prawda, że jakieś 30 lat za późno - jaki jest i jaki powinien być stosunek Zachodu do świata muzułmańskiego. Nawiązuję tu do trafnej analizy Grzegorza Jasińskiego (czytaj TUTAJ). Jasiński ma rację, gdy pisze, że również stan zachodniej cywilizacji ma coś do rzeczy we wczorajszym dramacie w "Charlie Hebdo". Francuskie media przytaczały wczoraj w kółko wypowiedzi dziennikarzy zaatakowanego tygodnika, mnożąc - doprawdy ponad potrzebę - hołdy pod ich adresem. Bo bywa tak, że trzeba potępić atak na kogoś skądinąd niezbyt rozgarniętego. A cała ideologia "Charlie Hebdo" opiera się na głęboko zakorzenionym dogmacie antyreligijnym. Georges Wolinski, jeden z zabitych rysowników, mawiał, że satyryk nie może być człowiekiem religijnym, bo każda religia więzi rozum, jest więc wrogiem wolności. Typowy post-oświeceniowy zabobon. Przykro mi, ale muszę to napisać: ci podstarzali wyzwoliciele z niewoli burżuazyjnych, religijnych i obyczajowych okowów, weterani Maja’68, wieczni chłopcy, dumni ze swojej permanentnej kontestacji (ale czego, skoro wszystkie normy już zostały zakwestionowane?) budzą moje politowanie raczej, niż podziw. Z jednym wyjątkiem, muszę to przyznać. Po sprawie karykatur Mahometa w roku 2005/2006, redakcja "Charlie Hebdo" była solidarna z duńskimi dziennikarzami, którym islamiści grozili śmiercią. Także potem nie przestraszyła się pogróżek, nawet po pożarze lokalu redakcji w 2011 r. Zgoda, tu duzi chłopcy z "Charlie Hebdo" pokazali charakter. Ale tak w ogólności to nie byli bohaterowie mojej bajki. Nazywanie ich herosami Republiki, obrońcami jej najwyższych wartości, porównywanie z Flaubertem, Zolą i Balzakiem - to jednak przesada. Owszem, są oni ofiarami barbarzyńców, którzy nie uznają czegoś takiego jak satyra. Duzi chłopcy w krótkich spodenkach chcieli sobie pożartować, także z Mahometa, a brodacze całkowicie pozbawieni poczucia humoru pociągnęli po nich kilka serii z kałasznikowa. Na to nie może być zgody. Ale pozostają pytania, które muszą być postawione. I nawet śmierć niewinnych ludzi nie powinna temu przeszkodzić. Czy musi już zawsze być tak, że broniąc Zachodu przed barbarzyńcami z Południa czy ze Wschodu, wskazujemy na Conchitę Wurst, Pussy Riot, Femen czy Georgesa Wolinskiego jako na fundamenty naszej cywilizacji. Ja bym wolał, żebyśmy w takim wypadku wskazywali na Kopernika, Tocqueville’a i Einsteina. A także na pewnego cieślę z Nazaretu, który z uporem głosił swój subwersyjny apel o miłowaniu nieprzyjaciół tak mocno, że wolał zginąć, niż się go wyprzeć. Słyszę od wczoraj, że Charb, Cabu, Wolinski i towarzysze zginęli podobnie. Otóż - z całym szacunkiem dla zabitych - nie podobnie. Oni głosili prawo do szydzenia z religii, cieśla zaś głosił coś przeciwnego. Nasza zachodnia cywilizacja godzi się nawet na to, żeby na okładce gazety publikować rysunek z trzema rolkami papieru toaletowego (te rolki to Biblia, Koran i Tora) z podpisem: "Do sracza z wszystkimi religiami". Na tym - też - polega wolność słowa. Ale czy to znaczy, że każde głupstwo jest godne równego uznania? Roman Graczyk