Bez podpisu Vaclava Klausa traktatu by nie było, wraz z jego podpisem otwiera się droga do jego wejścia w życie. Możliwa staje się reforma instytucjonalna Unii. To dobrze. Nie zapominajmy jednak, że owo "dobrze" podszyte jest gorzką świadomością tego, jak bardzo wyboista była droga do tej reformy. I jak bardzo wyboje na tej drodze poobijały unijny wóz. Dzisiaj ten wóz ma nie tylko bardziej zniszczone resory i bardziej dziurawą plandekę niż w roku 2001, kiedy szczyt w Laeken zdecydował o przeprowadzeniu reformy, ale - co ważniejsze - woźnica (europejscy federaliści) stracił wiarę w gruntowną naprawę wozu. Wóz zostanie w końcu naprawiony, ale tylko trochę, tak żeby powstrzymać proces jego zniszczenia, nie na tyle jednak, by mógł się skutecznie poruszać po światowych drogach. Woźnica zaś już nawet nie marzy o Unii jako silnym podmiocie światowej polityki. Nie marzy już, bo na tej wyboistej drodze przytrafiło się naszemu wozowi zbyt wiele defektów. Nie jest więc tak, że Unia przechodziła kryzys, który wszelako ma już za sobą i teraz wszystko będzie dobrze. Nie będzie, bo kryzys nadwątlił na długo wiarę Europejczyków w Europę. Przecież Vaclav Klaus nie był jedynym hamulcowym procesu integracji. Już w czasie prac Konwentu nad projektem europejskiej konstytucji w roku 2003 eurosceptycy wieszczyli koniec państwa narodowego. Już wtedy zaczęło się rozmywanie idei mocnej Unii. Proces, który zaczął się wtedy, doprowadził ostatecznie do tego, że nowy traktat jest w znacznym stopniu karykaturą pierwotnych zamierzeń reformatorskich. Przegrane referenda we Francji, Holandii i Irlandii, problemy z ratyfikacją w Polsce i (największe) w Czechach dopełniły dzieła destrukcji. Pierwotnie prezydent Rady Europejskiej miał być wybierany na dłużej - będzie wybierany tylko na 2 i pół roku. Pierwotnie Komisja Europejska miała liczyć tylko 12 komisarzy, teraz będzie ich mieć 27 - tylu, ile jest państw członkowskich. Pierwotnie progi większości kwalifikowanej podczas głosowań w Radzie Unii miały być niższe, teraz są wyższe. Te i inne zmiany osłabiają spoistość Unii i sprawiają, że nie może ona już być mocnym podmiotem w polityce międzynarodowej. W procesie ratyfikacji, oprócz złagodzenia pierwotnych przepisów, dokonano także odsunięcia terminu wejścia w życie niektórych zmian (np. na wniosek Polski system podwójnej większości wejdzie w życie nie wcześniej niż w r. 2014). Dokonano także wyłączeń obowiązywania części unijnych przepisów dla niektórych państw członkowskich (Wielka Brytania, Irlandia, Polska, Czechy). W sumie więc eurosceptycy osiągnęli wiele. Niekiedy jednak ci sami eurosceptycy martwią się o bezpieczeństwo energetyczne Polski, a nawet domagają się od Unii wzięcia pod uwagę naszego zaopatrzenia w rosyjski gaz. Niekiedy ci sami eurosceptycy wyrażają satysfakcję z tego, że Polska wybrnęła kilka lat temu z wielkich kłopotów naszego eksportu żywności do Rosji (szczyt Unia - Rosja w Samarze za prezydencji Niemiec). I życzyliby sobie na przyszłość, by Unia wzięła nas w obronę, gdy znowu popadniemy w podobne tarapaty. Zdaje się jednak, że nie widzą związku między powodzeniem europejskiej polityki energetycznej i europejskiej polityki żywnościowej a siłą instytucjonalną Unii. We współczesnym świecie pojęcie suwerenności państwowej po trosze zmieniło znaczenie. To nie tak, że jest ono fikcją. Ale nie istnieje (nawet w wykonaniu mocarstwa takiego jak USA) suwerenność pojęta jako całkowite nieliczenie się z interesami innych, jako wyłączne narzucanie swojego punktu widzenia. Inteligentna polityka polega na dostrzeżeniu pewnych korzyści w integrowaniu się państw w szersze zespoły - nawet kosztem utraty jakiejś części tradycyjnie pojętej suwerenności. Vaclav Klaus tego nie rozumie. Poważne problemy ze zrozumieniem tej zależności mają Lech i Jarosław Kaczyński. Podpisanie traktatu lizbońskiego przez prezydenta Klausa tylko pozornie kończy kryzys Unii. Ten kryzys wchodzi w nową, mniej spektakularną fazę. Polska zaś walnie przyczyniła się do porzucenia marzeń o silnej Europie. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Roman Graczyk Zobacz również: Vaclav Klaus podpisał Traktat z Lizbony