Gdy mieszkałem w mieście w czasie powodzi w r. 1997 i tej drugiej w r. 2001, niewiele miałem do zrobienia. Obserwowałem, jak sobie z powodzią radzą odpowiednie służby i właściwie to tyle. Teraz mieszkam na wsi, a tu wszystko jest inaczej. Po pierwsze straż pożarna, z racji jej ochotniczego i powszechnego charakteru (każdy tu albo ma w rodzinie strażaka, albo co najmniej ma strażaka-sąsiada czy strażaka-znajomego) jest instytucją integrującą mieszkańców i bliską ludziom. Straży na wsi nie traktuje się jak wysokiego urzędu, do którego się śle pisma i czeka na jego ewentualną, przychylną reakcję. Ze strażą na wsi jest się za pan-brat. Po drugie, pojęcie sąsiedztwa znaczy tu coś zgoła odmiennego niż w mieście. Tam, szczególnie na wielkich osiedlach mieszkaniowych, ludzie się prawie nie znają, a przede wszystkim nie ma tam w zachowania ludzkie wdrukowanego automatyzmu sąsiedzkiej pomocy. Tu wszyscy się znają. W czas normalny bywa, że się nie bardzo lubią, niekiedy się kłócą. Ale w czas powodzi te spory idą na bok. Wszyscy stają razem do walki z żywiołem. Stają razem, bo solidarność jest tu racją bytu: gdy ja nie pomogę tobie, skoro jesteś bardziej zagrożony, woda zaleje najpierw ciebie, ale w następnej kolejności zaleje mnie. Po trzecie, w taki czas ujawniają się naturalni przywódcy lokalnej społeczności. Ludzie, którzy w trudnej sytuacji, gdy trzeba podejmować szybkie decyzje, nie tracą zimnej krwi. Tacy ludzie z miejsca zyskują autorytet, inni skupiają się wokół nich i dzięki temu żywiołowy ruch zyskuje jakąś rudymentarną organizację. Na wsi ludzie wiedzą, że zanim pomoże im władza, muszą pomóc sobie sami. Zresztą władza (sołtys, wójt, radni) jest relatywnie blisko ludzi - znowu inaczej niż w mieście - co ułatwia współpracę. I właśnie słowo "współpraca" jest tym, które najlepiej opisuje tę nadzwyczajną sytuację. Na wsi współpracuje się z władzą, ale liczy się głównie na siebie. Jednak przede wszystkim współpracuje się z sąsiadami. Ale tu relacja jest inna: na sąsiadów liczy się tak, jak się liczy na siebie samego. Na wsi, a przynajmniej na mojej wsi, sąsiad to potęga. Muszę kończyć, zbieramy się z sąsiadami, żeby dalej układać zaporę z worków z piaskiem... I nie jest to żadna zgrabna figura retoryczna. Naprawdę wysyłam tekst, przebieram się i dołączam do sąsiadów. Czego i wam życzę. Roman Graczyk Polska walczy z powodzią - raport specjalny