Od kilku lat działa w Fastowie katolicki kościół, wcześniej przez wiele dziesięcioleci, z grubsza biorąc, od czasów Lenina/Stalina, był po prostu nieczynny - tak jak większość katolickich kościołów w ojczyźnie światowego proletariatu, zamienionych w ruinę lub w magazyny. Kościół wyremontowano i na nowo przywrócono do życia, co samo w sobie ma już posmak przygody zdobywców nowych lądów. Dominikanie, którzy objęli fastowską parafię, po jakimś czasie założyli przy kościele dom, który nazwano Domem Świętego Marcina. W fastowskim kościele, ale przede wszystkim w tym domu, dzieją się rzeczy, które zapierają dech w piersiach. Działa tam, otóż, grupka entuzjastów, miejscowych Ukraińców, wpieranych przez przyjezdnych z Polski, którzy bezinteresownie poświęcają swój czas tym, którym się w życiu gorzej powiodło. Nigdzie takich ludzi nie brakuje, ale w krajach b. ZSRR sytuacja jest pod tym względem szczególna. Dom Św. Marcina pomaga ludziom, którzy znaleźli się na marginesie. Idea jest taka, żeby próbować im nie tylko pomóc doraźnie, ale także żeby pomóc im z tego marginesu się wydostać. To są np. dzieci romskie, które generalnie z wiadomych powodów wiodą życie dzieci ulicy. Ale życie dzieci ulicy wiodą także nierzadko dzieci ukraińskie. U św. Marcina mogą się ogrzać i najeść, ale nie tylko. Mogą się nauczyć dbać o siebie, a czasem także dbać o innych. Niektórym z wychowanków św. Marcina udaje się ukończyć szkoły, są i tacy, którzy wybierają się na studia. Słowem niektórzy z nich zostają uratowani. Młodzi entuzjaści-wolontariusze tworzą tam (może czasem nawet tego z początku nie przeczuwając) atmosferę podobną do tej, która musiała panować wśród pierwszych chrześcijan. Przy fastowskim kościele stoi barak. Z zewnątrz to tylko barak. Ale w środku tętni życie. Jedno z jego pomieszczeń zostało urządzone w stylu galicyjskiego salonu z czasów Franciszka Józefa. Ojciec Misza, fastowski proboszcz i dusza całego tego przedsięwzięcia, mówi: "Chcieliśmy przez ten wystrój pokazać, że jest możliwa inna estetyka niż estetyka blokowisk". A trzeba wiedzieć, że estetyka blokowisk jest w Fastowie absolutnie dominująca. Ten salon w baraku jest - myślę - dobrą metaforą tego dzieła. Wszystkim znudzonym życiem, chciałbym powiedzieć: tam jest życie. Kto chce się o tym przekonać, niech pojedzie do Fastowa, zakasze rękawy i spróbuje pomóc. Roman Graczyk