Sądzę, że nie sprawdzi się gremialnie przepowiadane odpartyjnienie w wyborach do Senatu. Nie będzie odpartyjnienia, wytworzy się natomiast nowy rodzaj relacji między partiami a ich przedstawicielami wybranymi w tym nowym trybie. Zyskają oni tym razem jakąś podmiotowość wewnątrz partii - dobre i to. Ale nie przewiduję masowego zdobywania mandatów przez kandydatów niezależnych. Przede wszystkim jednak nie zadziała to, co jest niejako znakiem firmowym JOW-ów, czyli tworzenie przed wyborami koalicji programowych. Nie zadziała z powodu przewagi Sejmu w naszym systemie politycznym, a co za tym idzie, z powodu siły oddziaływania mechanizmów politycznych obecnych w sejmowej kampanii wyborczej na kampanię wyborczą do Senatu. Normalnie jest tak, że system Jednomandatowych Okręgów Wyborczych wymusza na partiach zawiązywanie koalicji już na etapie kampanii po to, by razem pokonać silniejszego przeciwnika. No bo skoro w okręgu jest tylko jeden mandat do zdobycia, to zwycięzca bierze wszystko, a przegrany nie dostaje nic, żadnej nagrody pocieszenia. Dlatego trzeba się dogadać z potencjalnym partnerem (partnerami), aby wspólnymi siłami stawić czoła temu, kto nam najbardziej zagraża. Jeśli dogadujemy się na planie czysto politycznym (my popieramy waszego kandydata w tym okręgu, a wy naszego w tamtym), to w naturalny sposób trzeba to jakoś uzasadnić wyborcom. Jak? Najlepiej bliskością programową, jakimiś wspólnymi zamierzeniami na czas po wyborach. To może być bodaj budowa obwodnicy, ważna w danym okręgu, ale suma takich lokalnych porozumień może dać po prostu ogólnokrajową koalicję programową. W polskich warunkach mogłoby to prowadzić do zwarcia - podkreślam: przed, a nie po wyborach - koalicji PO - PSL albo PO - SLD, albo PiS - PSL, albo wreszcie PSL-SLD. Inne układy chwilowo trudno sobie wyobrazić. Jakie to ma znaczenie? Kolosalne, bo wtedy wyborcy-obywatele przystępując do wyborów wiedzą dobitnie, jaka jest ich stawka: kto z kim się tutaj konfrontuje. U nas oczywiście dominująca jest konfrontacja PO - PiS, ale już kwestia ewentualnych partnerów do rządzenia ( a także, co się niesłusznie lekceważy: partnerów do opozycji) pozostaje otwarta. I tak, wedle woli liderów partyjnych, ma pozostać: to nie jest sprawa, z której należałoby się jakkolwiek tłumaczyć przed wyborcami, niestety. Otóż mechanizm generowania kolacji programowych przed wyborami nie zadziała, mimo istnienia JOW-ów w Senacie, ponieważ żadne programowe porozumienia przed wyborami nie będą zawierane w wyborach do Sejmu, a one są oczywiście ważniejsze. Dlaczego nie będą zawierane? Bo proporcjonalna ordynacja do Sejmu tego nie wymusza. A jak nie wymusza, to politycy wolą to załatwić po wyborach, w cieniu gabinetów, a nie przy otwartej kurtynie, zaciągając w tej materii jakieś zobowiązania wobec wyborców. Nie będzie tego rodzaju porozumień w wyborach do Sejmu - ergo, nie będzie ich też w wyborach do Senatu. W ten sposób jeden z ważniejszych mechanizmów kreowanych przez JOW nie zaistnieje. Jarosław Kaczyński, pytany przedwczoraj na konferencji prasowej o to, czy opowiada się za zawarciem paktów ponadpartyjnych dla ratowania sytuacji w armii i w infrastrukturze, odpowiedział w sposób jakże znamienny dla zjawiska, o którym mówię: "Tak, ale o tym lepiej będzie rozmawiać po wyborach". Prezes PiS dodał do tego jeszcze zgrabne uzasadnienie w duchu demokratycznym (że takie porozumienia przed wyborami pachną kiełbasą wyborczą), ale to był w gruncie rzeczy unik. Prezes PiS (nota bene wszyscy inni liderzy partyjni postępują podobnie, bo taki to jest system) odpowiedział tak, bo taką mamy w Polsce partiokracyjną demokrację, wykreowaną przez proporcjonalne wybory do Sejmu. W tej partiokracyjnej demokracji wyborcy są potrzebni tylko do tego, żeby oddać głos, resztę za nich załatwiają partie, a dokładniej liderzy partyjni. System JOW zawiera mechanizm, który odwraca tę logikę, ale w tym wypadku ten mechanizm nie zadziała. Również (choć dalece nie tylko) dlatego system JOW w Senacie, przy zachowaniu systemu proporcjonalnego w Sejmie, jest trochę jak kwiatek do kożucha. Politykom, którzy nam mówią o jakiejś rewolucyjnej zmianie, dobrze byłoby wyłuszczyć, że to - w tych okolicznościach - nie zadziała, a i zmiana będzie dość pośledniego kalibru. Roman Graczyk