Otóż, w praktyce parlamentarnej zachodnich demokracji, i to tych dobrze urządzonych, obrosłych długą tradycją, tego rodzaju wnioski-demonstracje polityczne również się składa. Po co się to robi, gdy niemożliwe jest (w danym momencie) obalenie rządu?Po to, żeby podkreślić w debacie publicznej, że rząd nadużył zaufania, przekroczył swoje uprawnienia, popełnił poważne błędy etc. Naturalnie, muszą to być nadużycia i błędy poważniejsze niż te krytykowane na co dzień. Bo przecież opozycja parlamentarna właściwie każdego dnia wytyka rządowi, że ten prowadzi złą politykę - takie jej prawo i taka jej rola. Gdy jednak rządowi przydarzy się gruba wpadka, trzeba o tym mówić dobitniej niż w trybie codziennej antyrządowej krytyki. Taka wpadka niewątpliwie przydarzyła się rządowi Donalda Tuska w postaci "taśm" - tych od "Sowy" i innych. Nic dziwnego, że opozycja bije na alarm, a w ramach tego alarmu największa partia opozycyjna składa w Sejmie wniosek o wotum nieufności dla ministra spraw wewnętrznych i wniosek o konstruktywne wotum nieufności dla rządu. Takie wnioski - mimo że skazane na porażkę w sensie parlamentarnej arytmetyki - są amunicją w politycznej wojnie. Bo polityka w demokracji to rodzaj permanentnej wojny. Ci, którzy mówią o tym z obrzydzeniem, chyba nie pamiętają, jaki śmiertelny porządek panował w gmachu przy Wiejskiej przed 1989 r. i chyba niezbyt śledzą życie parlamentarne naszych zachodnich, z dawien dawna demokratycznych, partnerów. PiS nie liczy przecież, że obali tym razem rząd Tuska. Ale liczy - i nie bez racji - że przez to wotum nieufności, choć z góry przegrane, w sposób bardziej wyrazisty niż to możliwe na co dzień, pokaże słabości tego rządu. Z tego punktu widzenia dobrze oceniam wczorajsze wystąpienie sejmowe posła Krzysztofa Szczerskiego (nota bene zupełnie inaczej niż jego wystąpienie przed dwoma tygodniami, które było ogólnikowe i emocjonalne). Poseł celnie punktował wczoraj rząd, mówiąc, że taśmy pokazały układanie się rządu z bankiem centralnym w sprawie interesów politycznych rządu, że Polska wypadła z grona aktywnych podmiotów politycznych w kwestii ukraińskiej, że rząd wspiera (poprzez reklamy spółek Skarbu Państwa) przychylne mu media. To wszystko są nie tylko ciężkie, ale i celne zarzuty - "taśmy" to niewątpliwie pokazały, rządowi będzie trudno przekonująco na te zarzuty odpowiedzieć. Ponadto Szczerski nie używał w swoim wystąpieniu terminu "rząd techniczny", tylko mówił o "nowym polskim rządzie profesora Piotra Glińskiego". Miał rację, bo termin "rząd techniczny" jest dziwacznym konstruktem - Konstytucja nie zna takiego bytu, rząd jest wtedy, kiedy ma absolutną większość w Sejmie i tyle. Zresztą, niektórzy krytycy PiS-u słusznie zwrócili uwagę, że termin "rząd techniczny" czy "premier techniczny" obniża rangę polityczną prof. Glińskiego. Po co? Jak się chce kogoś prosić om pomoc w polityce, nie należy mu od razu mówić - i to publicznie - "jesteś mniejszy od Prezesa". Z tych wszystkich powodów uważam przemówienie Szczerskiego za dobrą lekcję demokracji. Myślę, że było dobre dla PiS-u, ale to nie mój problem. Było dobre dla debaty o polskiej polityce, podnosiło jej poziom. Dlatego było warto zgłosić taki wniosek i nawet przegrać głosowanie. Roman Graczyk