Rząd zachował się dziwacznie. O. Tadeusz Rydzyk oczywiście bredził w Brukseli jak Piekarski na mękach. Polska demokracja ma wady, niekiedy poważne, ale nazywanie tego totalitaryzmem obraża rozum i tych, którzy od prawdziwego totalitaryzmu w Polsce naprawdę ucierpieli, czasem nawet płacąc życiem za opór wobec rządów komunistycznej, obłąkanej ideologii. Ale czy to pierwszy raz, kiedy o. Rydzyk bredził jak Piekarski na mękach? Czy tym razem bredził bardziej niż zazwyczaj? Odpowiedź brzmi: dwa razy nie. Zatem rząd, wysyłając notę, nadał tym słowom o. Rydzyka rangę wyższą niż ich rzeczywiste znaczenie. Ponadto nie bardzo wiadomo, czego rząd się spodziewał po reakcji Watykanu. Myślę, że raczej chodziło mu o efekt wewnątrzpolityczny, o pokazanie Polakom: "Patrzcie, jak my dbamy o świeckość państwa, jak nie lękamy się przywołać do porządku tak potężnego przedstawiciela Kościoła". Za późno i nieszczerze. Za późno: trzeba było to robić 20 i 15 lat temu, zanim o. Rydzyk stał się potęgą. Już wtedy było widać w jego przesłaniu niebezpieczne mieszanie porządków, przekraczanie linii między "boskim" a "cesarskim". Zgoda, zawiniły tu wszystkie rządy - prawicowe i lewicowe, te z początków naszego dwudziestolecia demokracji i te ostatnie (Kaczyńskiego i Tuska). Także rząd Tuska niemal nic nie zrobił, by w sprawie Radia Maryja przestawić rzeczy z głowy z powrotem na nogi. I tak, rok po roku w demokratycznym państwie wyrastał aktor życia publicznego roszczący sobie prawo specjalnego traktowania. O. Rydzyk od lat na antenie swojego radia wyśmiewał, a niekiedy wyszydzał tych, którzy się z nim nie zgadzali, przekraczając i ramy koncesji (jako nadawcy społecznego), i dobre obyczaje, a w końcu także ducha Ewangelii. Kilka razy za te ekscesy próbowała się o. Rydzykowi dobrać do skóry prokuratura, ale nigdy się to nie udawało. Nie udawało się, bo redemptorysta z Torunia stał się w Polsce nietykalny, w gruncie rzeczy stał ponad prawem. Nieszczerze: rząd np. udawał Greka (to nie jest aluzja do obecnej sytuacji w Atenach), gdy chodziło o absurdalne zasady, na jakich działała tzw. komisja majątkowa, także po 2007 r. Tu, gdzie nie chodzi o pustą manifestację, rząd Tuska jest uległy wobec doczesnych potęg, także wobec Kościoła. No więc jak to jest? Minister Sikorski urodził się wczoraj i tego wszystkiego nie wie? Naprawdę zaszokowały go słowa o. Rydzyka, że żyjemy w totalitaryzmie? Wolne żarty! O. Rydzyk wypowiedział te słowa w poczuciu pełnej bezkarności, bo wypowiadał podobne sądy od 20 lat i nigdy mu z tego powodu włos z głowy nie spadł. Minister Sikorski zdecydował się na działanie demonstracyjne, zapewne nie bez wpływu rachub przedwyborczych jego partii. A PiS? PiS latami nie tylko przymykał oko na ekscesy o. Rydzyka (jak Platforma), lecz aktywnie korzystał z jego mediów, by umacniać swoją pozycję na scenie politycznej. Wybór partnera nie pozostał bez wpływu na ideowe oblicze PiS-u. Z partii chadeckiej, a więc chrześcijańsko-demokratycznej, Prawo i Sprawiedliwość powoli przekształciło się w partię chrześcijańsko-populistyczną. Kto z kim przestaje, takim się staje. Trudno zapomnieć, jakich wygibasów używał Jarosław Kaczyński, gdy w 2007 r. o. Rydzyk obraził na antenie Radia Maryja ówczesną Pierwszą Damę, a jego bratową. Politique oblige! W każdym razie obaj główni aktorzy naszej sceny politycznej walnie przyczynili się do wyhodowania potwora. Jedni (Platforma) udają, że zawsze tego potwora zwalczali, drudzy (PiS) udają, że potwór dobrze mieści się w porządku demokratycznym, choć gołym okiem widać, że się nie mieści. Macie teraz, Panowie, to czegoście chcieli, albo na coście się latami z oportunizmu politycznego godzili. O. Rydzyk nie jest w polskiej demokracji wypadkiem przy pracy. Jest tej demokracji elementem strukturalnym. Na okoliczność jego brukselskiego ekscesu godziłoby się przynajmniej nie udawać zaskoczenia (Platforma) i nie bagatelizować absurdalności jego słów o totalitaryzmie (PiS). Roman Graczyk