Przypomnijmy fakty. 1) Do Senatu wpłynął wniosek prokuratury o uchylenie immunitetu senatorowi Krzysztofowi Piesiewiczowi. 2) Klub senacki Prawa i Sprawiedliwości, którego Romaszewski był członkiem (nie będąc członkiem partii Prawo i Sprawiedliwość) opowiedział się za uchyleniem immunitetu i zobowiązał swoich senatorów do takiego głosowania. 3) Senator Romaszewski głosował wbrew temu zaleceniu i dał temu wyraz w kilku wystąpieniach w mediach. 4) Prawo i Sprawiedliwość ukarała Romaszewskiego za nieprzestrzeganie dyscypliny klubowej zawieszeniem go w prawach członka klubu. 5) Romaszewski na znak protestu wystąpił z klubu PiS. Ta sprawa mówi nam trzy rzeczy. Po pierwsze, o sensie zakładania dyscypliny głosowania w sprawie uchylenia immunitetu Krzysztofa Piesiewicza. Po drugie, o sensie istnienia partii politycznej jako takiej. Po trzecie, o sensie istnienia immunitetu parlamentarnego. Prawo i Sprawiedliwość zrobiło, moim zdaniem, błąd zakładając w tej akurat sprawie dyscyplinę głosowania. Czym innym jest mieć (jak niżej podpisany) przekonanie, że immunitetu powinno w ogóle nie być, czym innym zaś głosowanie za lub przeciw jego zniesieniu w jakiejś konkretnej sprawie. Podobnie jak można opowiadać się za zniesieniem KRUS-u, ale korzystać z jego przywilejów, dopóki jest. Skoro więc immunitet parlamentarny istnieje, to nie można z góry przewidywać, że wszyscy senatorowie PiS-u (która to partia opowiada się przeciwko immunitetowi jako takiemu), zagłosują za uchyleniem immunitetu akurat senatora Piesiewicza. Zbigniew Romaszewski widocznie był przekonany o jakichś słabościach prawno-karnych wniosku prokuratorskiego o jego uchylenie, skoro tak zagłosował. Senatora Romaszewskiego można lubić, bądź nie lubić, ale trudno mu odmówić jednego: uczciwości. Inaczej mówiąc PiS postawił senatora w takiej sytuacji, że chcąc być uczciwy, musiał złamać dyscyplinę klubową, a gdyby chciał przestrzegać dyscypliny, musiałby postąpić nieuczciwie. Z kolei partia polityczna działa - z natury rzeczy - jako zbiorowość. Po to w ogóle istnieją partie polityczne, aby móc przeprowadzać programy, których się w pojedynkę przeprowadzić się nie da. Kto zapisuje się do partii (a choćby tylko do jej klubu parlamentarnego) z góry wyzbywa się jakiejś części - i to raczej dużej - swojej wolności wypowiadania się i swojej wolności politycznego działania. Głosowanie nad immunitetem Krzysztofa Piesiewicza pokazało jak w kropli wody całą niesprawiedliwość immunitetu parlamentarnego. Być może, prokuratura popełniła jakieś błędy. Być może, nie uzasadniła wystarczająco wniosku o uchylenie immunitetu Piesiewicza. Wszystko to może być prawdą, tylko że w stosunku do pierwszego lepszego Kowalskiego stojącego pod takimi zarzutami,pod jakimi stoi obecnie Piesiewicz, Senat, ani nikt inny by się nie pochylał z troską i nie pytał, czy prokuratura ma - czy też nie - prowadzić śledztwo. Senator Romaszewski skorzystał czynnie (a senator Piesiewicz biernie) z prawa, jakie im daje Konstytucja i ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Problem w tym, że Konstytucja i rzeczona ustawa daje senatorom i posłom prawo, którego odmawia Kowalskiemu. To się nazywa przywilej. A tak na marginesie: PiS zrobił jeszcze jeden błąd zawieszając Romaszewskiego, bo się pokazał jako partia nie tolerująca różnicy poglądów. Roman Graczyk