Jak dotąd prawne zabiegi o warunkowe zwolnienie nie powiodły się, jest mała szansa, by okazały się skuteczne w ostatniej instancji. Wtedy, po dostarczeniu przez Amerykanów stosownej dokumentacji, rozpocznie się właściwa procedura ekstradycyjna. Można ją przeciągać tak, żeby liczyła się nawet w latach. Polański ma cały sztab prawników, który może to robić. Wygląda jednak na to, że następuje zmiana strategii. Dlaczego? Dwie okoliczności wydają się tu istotne: jedna w wymiarze prywatnego życia reżysera, druga w wymiarze opinii publicznej. Co do życia prywatnego: Roman Polański ma dzieci w wieku szkolnym i nie wydaje się na dłuższą metę możliwe ochronienie ich przed różnorakimi konsekwencjami sprawy karnej ich ojca. Sława kosztuje. Z tego punktu widzenia lepszym wyjściem jest dla Polańskiego, być może, strategia szybkiego zakończenia tej sprawy. Co do opinii publicznej: jest ona generalnie Polańskiemu nieprzychylna - i temu chciałbym poświęcić nieco uwagi. Po zatrzymaniu reżysera 26 września, zrazu podniosły się głosy ludzi kina na jego obronę. Wysuwano rozliczne argumenty, część z nich nie była pozbawiona racji. Co się jednak stało? Przeważyły opinie przeciwne. Podniosł się - głównie w Internecie - wielki głos za równym traktowaniem przez prawo wszystkich, niezależnie od ich pozycji społecznej czy talentu. Znamienne, że nie był to tylko głos tzw. zwykłych ludzi. We Francji, przybranej ojczyźnie Polańskiego, gdzie autor "Lokatora" jest powszechnie adorowany, odezwali się znani politycy (i to nie tylko prawicowi), wyrażając oburzenie na obrońców reżysera nawołujących do łagodnego traktowania Polańskiego ze względu na jego niezwykły talent. A więc w tym przypadku stało się inaczej, niż dzieje się zazwyczaj. Ludziom kształtującym opinię publiczną nie udało się tejże opinii narzucić przekonania, że artystom i intelektualistom wolno więcej. Owszem, niektórzy z uporem tak twierdzą, ale z racji większego niż zwykle pluralizmu, to przekonanie ukazuje całą swoją stronniczość i interesowność. A teraz zagadka. "Powiedzieć 'to było trzydzieści lat temu' to zbyt proste, potrzebna jest prawdziwa debata nad znaczeniem przedawnienia, które jest niejednakowo rozumiane w różnych krajach. Powiedzieć 'to wielki artysta', to rzec prawdę, ale jeśli jest chory, powinien się leczyć. Powiedzieć 'to było w innej epoce', to sugerować, że po 1968 r. wszystko było dozwolone. Nieprawda, że w 1968 r. miało się prawo do gwałcenia małych dziewczynek i podawania im narkotyków". Myślicie, że te słowa wypowiedział jakiś konserwatysta albo zwolennik skrajnej prawicy? Jesteście w błędzie. Wypowiedział je Daniel Cohn-Bendid, stary lewak, weteran zadym z maja 1968 r. Cohn-Bendid ma rację, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że skoro takie słowa wypowiada "Czerwony Danny", to znaczy, że coś się zmieniło w klimacie intelektualnym. I mam wrażenie, że zmieniło się pod wpływem demokratyzacji opinii publicznej. Internet zmienia obyczaje. Nie chcę przez to powiedzieć, że większość ma zawsze rację. Niekiedy większość dotkliwie się myli. Zauważam tylko, że w tym wypadku nie udała się operacja "prania mózgów", jakże często w dobie masowej komunikacji wieńczona sukcesem. Na koniec słowo o Romanie Polańskim. Nie wiem, oczywiście, co mu w duszy gra. Wydaje mi się jednak, że po tym wszystkim co się stało, najmniej złym wyjściem byłoby - jak mówi młodzież - wziąć to na klatę. Stanąć wreszcie, po 32 latach ucieczki, przed wymiarem sprawiedliwości. Czym innym jest bronić się przed sądem (każdy ma do tego prawo), czym innym jest unikać sądu. To drugie wydaje mi się - przepraszam za słowo - mało męskie. Roman Graczyk Jak sąd ukarze Polańskiego? Podyskutuj na forum Zobacz również: Szwajcarzy nieugięci: Polański zostaje w areszcie Polański wychodzi ze szpitala Polański przysięga, że nie ucieknie Polański aresztowany - zobacz raport specjalny w Serwisie Film!