Przede wszystkim polska polityka zagraniczna to zręczne wykorzystanie szans Polski na większy wpływ na politykę europejską (światową - w nikłym stopniu). Trzeba więc ocenić, jakie obiektywnie były w ostatnich latach te szanse i jak je Polska wykorzystała za sprawą Radosława (błagam, nie: Radka, tu chodzi o powagę państwa!) Sikorskiego.Otóż wykorzystała je nie najgorzej, ale też nie bezbłędnie. Partnerstwo Wschodnie, którego - by tak rzec - współojcem był Sikorski, dało nam dogodną płaszczyznę do formułowania celów europejskiej polityki wobec państw postsowieckich nie należących do Unii i wobec samej Rosji. I to jest na plus. Potem jednak zaczęły się schody, bo sytuacja na Ukrainie od momentu zagarnięcia przez Rosję Krymu stale się pogarsza, Rosja idzie do przodu, a polskie rady, jak wobec niej postępować, najwyraźniej nie są w Unii (tu: w Berlinie i w Paryżu) słuchane. W naszym żywotnym interesie leży to, by Unia w większym stopniu rozumiała Rosję jako kraj innej cywilizacji, a nie jako kraj kierujący się podobnymi wartościami co zachodnie demokracje. Sikorski to rozumie i chwała mu za to, ale nie potrafi ostatnio przekonać Steinmeiera i Fabiusa do działań, które byłyby konsekwencją takiego założenia. Unia raczej szuka ciągle okazji (a nawet pretekstu) do tego, żeby móc traktować Rosję jako kraj taki jak inne. No więc mamy jakiś problem, prawda? Twierdzenie, że nie można teraz (przy okazji zmiany rządu) wymienić Sikorskiego, bo nie przeprzęga się koni w czasie przeprawy, jest demagogiczne. Nie należałoby go wymieniać, gdyby miał za sobą pasmo sukcesów, a tak przecież nie jest. Drugi argument, że jego odwołanie sprawi wrażenie, że Polska sama nie wie, jaką chce prowadzić politykę wobec Rosji, miałby sens, gdyby zamiast Sikorskiego wstawić do rządu jakiego "realistę" w rodzaju Stanisława Cioska, ale przecież nie o takim scenariuszu rozmawiamy. Rozmawiamy raczej o tym, żeby wymienić dobrego na lepszego. Czy mamy lepszych, możliwych do zaakceptowania przez PO i prezydenta Komorowskiego? Widzę trzech: Jan Tombiński (obecny ambasador UE na Ukrainie), Jacek Saryusz-Wolski (deputowany do Parlamentu Europejskiego) i Jerzy Koźmiński (były ambasador Polski w USA). Wszyscy oni mają nie mniejsze kompetencje w dziedzinie spraw międzynarodowych, nie gorsze kontakty w światowych stolicach, a do tego jedną zaletę, której Sikorski jest - niestety - pozbawiony: potrafią trzymać emocje na wodzy. Obrona Sikorskiego jak niepodległości wydaje mi się abdykacją z myślenia o lepszym zabieganiu o polskie interesy w świecie. Roman Graczyk