Lech Kaczyński drastycznie zredukował skład Rady tylko do swoich politycznych przyjaciół. Było to podejście cokolwiek sekciarskie, bowiem organ doradczy (a takim jest RBN) musi być politycznie pluralistyczny, jeśli ma skutecznie doradzać. Prezydent nie jest związany opiniami Rady, ale jest dobrze, kiedy osoby, które z nim politycznie nie sympatyzują, wyłożą swój pogląd, zanim zostanie podjęta decyzja. Zarazem jednak ten skład RBN pokazywał, że Lech Kaczyński traktował państwo i prezydenturę bardzo poważnie. Ponieważ uważał siebie, brata i najbliższe polityczne otoczenie za jedyny w gruncie rzeczy w Polsce ośrodek polityczny, który troszczy się o Polskę, przeto bez żadnych PR-owskich zabiegów nadał RBN-owi taki, a nie inny kształt. Taki był Lech Kaczyński: nieufny, archaiczny, ale jakoś autentyczny. Inaczej Bronisław Komorowski. Powołana przez niego Rada jest pluralistyczna, pokazuje przez to, że urzędująca głowa państwa nie daje sobie patentu na rację. Podkreśla w sposób instytucjonalny, że opozycja jest ważną częścią struktury politycznej państwa. I dobrze. Ale potem zaczęło się dziać już mniej dobrze. Zwoływanie posiedzeń Rady raz za razem, bez opamiętania, pokazało, że RBN ma w zamyśle Komorowskiego przede wszystkim do spełnienia rolę propagandową. Jednak najgorsze wydarzyło się na końcu - kilka dni temu, kiedy zwołano posiedzenie Rady po przywiezieniu przez ministra Millera z Moskwy stenogramów z zapisem z czarnych skrzynek prezydenckiego samolotu. Komorowski wprawdzie nigdy nie powiedział wprost, że oddaje w ręce Rady decyzję o dalszym losie tych stenogramów, ale kilkoma niejasnymi wypowiedziami wprowadził do debaty wielki zamęt. Niezbyt rozgarnięci dziennikarze natychmiast ogłosili, że Rada zadecyduje, czy i jak stenogramy będą podane do publicznej wiadomości. To było niemożliwe, bo Rada jako organ doradczy nie ma żadnych kompetencji decyzyjnych. Mało tego: Rada jest organem doradczym urzędnika (co z tego, że najwyższego w państwie?), który w tej sprawie też nie może o niczym decydować. Tym niemniej powstało wrażenie, że Bronisław Komorowski jako tymczasowa głowa państwa obraca się w kręgu najbardziej delikatnych decyzji politycznych. Pewnie ludzie mieli pomyśleć: no, no, ten Komorowski to jest jednak ważny, samodzielny polityk, nie żadne tam popychadło. Pewnie wielu tak pomyślało. I o to chodziło. Innymi słowy, RBN w strategii politycznej Komorowskiego, a ściślej mówiąc, w jego kampanii wyborczej, to jest instrument kreujący jego wizerunek. Do pewnego stopnia wizerunek prawdziwy: marszałek Sejmu jest człowiekiem, który nie boi się różnicy zdań. Ale i wizerunek fałszywy: ani prezydent, ani - tym bardziej - jego rada nie podejmują bieżących decyzji politycznych, a tu sugerowano, że Komorowski steruje całą tą złożoną i nabolałą sprawą, że w bardzo ważnej teraz dla Polaków sprawie czuwa i nie da nikomu zrobić krzywdy. Nie była to prawda: nie czuwał, bo i czuwać nie mógł. Spece od wizerunku mają swoje diabelskie sztuczki - to ich robota. Ale to, w jakim stopniu politycy ulegają ich diabelskim podszeptom, zależy już od polityków. Lech Kaczyński miał bardzo wiele wad, ale tę jedną zaletę, że był na te sztuczki dość odporny. Odporność Bronisława Komorowskiego jest mniejsza. Wróżę mu wiele sukcesów. Roman Graczyk