Co do SMS-ów. Rzecz nie jest w ogóle sporna, doszło do ewidentnego naruszenia prawa. W tej sytuacji protesty pułkownika Przybyła wobec dziennikarzy brzmią gołosłownie. Nie wiem, jakie ważne śledztwa prowadził prokurator Przybył i jego podwładni, wiem, że w sprawie SMS-ów naruszono prawo. Nawet jeśli byłoby prawdą, że dziennikarze są manipulowani i nie doceniają znaczenia śledztw płk. Przybyła (czego nie udowodniono), to mieli rację pisząc o bezprawnym żądaniu treści SMS-ów. W tym sensie płk Przybył posługiwał się argumentem zastępczym. Mówił nie na temat. Co do strzału. Z początku wydawało się, że jest to akt desperacji i jako taki zasługiwał na szacunek. Bo niezależnie od tego, ile racji było w filipice pułkownika Przybyła wygłoszonej kilka minut przed oddaniem strzału, wydawało się, że skoro gwarantuje swój honor swoim życiem, to znaczy, że naprawdę chodzi o honor. Teraz, w świetle późniejszych i bardziej szczegółowych informacji dochodzących z Poznania, sprawy nie wydają się już tak klarowne. Płk Przybył jest doświadczonym strzelcem. Zna się na broni i na strzelaniu. Wydaje się dziwne, żeby człowiekowi zdeterminowanemu do aktu samobójczego zadrżała ręka z powodu hałasu w drzwiach. Wydaje się dziwne, żeby taki człowiek zadawał sobie trud zabezpieczenia się przed ewentualnym rykoszetem (Przybył twierdzi, że celowo otworzył okno). Jeśli mam się zabić, to jakie ma znaczenie to, że moje ciało ulegnie, bądź nie, jakimś dodatkowym obrażeniom? W końcu wydaje się dziwne, że człowiek, który próbował się zabić, ale mu się to nie udało, już nazajutrz udziela wywiadów prasie i jest najwyraźniej w dobrej dyspozycji psychicznej. Słowem: wszystko to jest mało wiarygodne. Samobójstwo honorowe jest czymś serio. Cokolwiek by mówić o nim jako o formie ucieczki od odpowiedzialności, jest w nim coś wzniosłego: skoro delikwent jest w stanie zaświadczyć o prawości swojego postępowania płacąc cenę życia, to znaczy co najmniej tyle, że ceni sobie tę prawość, że ceni sobie swój honor. To nie jest definitywny dowód na to, że oskarżenia przeciwko pułkownikowi były fałszywe, ale to przynajmniej świadczy o tym, że dobre imię wiele dla tego człowieka znaczy. Jednak pozorowane samobójstwo honorowe jest już czymś zgoła innym. Co do publicznego sporu gen. Parulskiego z Andrzejem Seremetem. Na coś takiego po prostu nie ma miejsca w demokratycznym państwie. I dlatego na koniec uwaga ostrożnie optymistyczna: główne siły polityczne są zgodne w ocenie postępku generała Parulskiego. Czy to się skończy jego dymisją, nie wiem, w Polsce możliwe są zdarzenia zupełnie nieprawdopodobne, ale na początek to jest coś, co krzepi. Bo zwykle jest tak, że jak PO mówi rzeczy najbardziej oczywiste, to PiS znajduje powód, żeby ima zaprzeczyć i vice versa. Tym razem tak się nie stało. Naprawdę ciekawe. Roman Graczyk