Ale się pomyliłem. Bo oto we wczorajszej "Gazecie Wyborczej" Pani Profesora pomieściła cotygodniowy felieton, w którym pisze: "Trudno dziś sobie wyobrazić, by na uniwersytetach można było swobodnie prowadzić wykłady z kreacjonizmu, teorii flogistonu, demonologii lub egzorcyzmów zaawansowanych. (...) A jednak rektor poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego - i to mimo protestu kilkuset pracowników naukowych UAM - nie tylko zgodził się na wykład o takim właśnie charakterze, ale zaprosił na niego tajniaków (jak się okazało, z paralizatorami), bo ekscesów najwyraźniej się spodziewał" ("Egzorcyzmy zaawansowane", "GW", 11 grudnia). Magdalena Środa najwyraźniej uważa, że błąd przeciwników teorii gender jest tego rodzaju co błąd zwolenników teorii płaskiej Ziemi. Ziemia jest okrągła, a ci obskuranci twierdzą, że płaska; normy kulturowe wpływają na role społeczne płci, a tacy jak ks. Bortkiewicz temu przeczą - zdaje się mówić profesora Środa. Tymczasem to, że mężczyzna wychowany w matriarchalnej kulturze chińskiego ludu Mosuo inaczej wypełnia role męża i ojca (bo nie wypełnia ich wcale, poza tym, że jest biologicznym dawcą życia swoich dzieci) niż mężczyzna wychowany w macho’ystowskiej kulturze meksykańskiej, jest rzeczą oczywistą. Otóż, gdyby takich oczywistości przeciwnicy gender nie uznawali, profesora Środa miałaby rację i wykładów ks. prof. Bortkiewicza na uczelniach należałoby zakazać. Rzecz w tym, że taki pogląd mógłby wyznawać tylko ktoś kompletnie oderwany od rzeczywistości. Mniemam więc, że założenie, iż wszyscy ideowi przeciwnicy genderu są kompletnie oderwani od rzeczywistości, jest dość aprioryczne. Pani profesora powinna je udowodnić, zanim będzie się domagać zakazu dla ks. prof. Bortkiewicza. Genderyści fałszywie opisują ten spór. Nie jest prawdą, że katolicy przywiązani do tradycyjnego pojmowania rodziny nie uznają prawa do prowadzenia badań nad kulturowymi rolami płci. Ci katolicy burzą się jedynie na nonsensowne wnioski, które głoszą ideolodzy nowej filozofii człowieka, powołujący się na rzekomo naukowe (a więc obiektywne) ustalenia gender. Chodzi w gruncie rzeczy o niezgodę na tego rodzaju jawny nonsens, jakim jest zachęcanie (zgodnie z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia) małych dzieci do masturbacji (bo powinny odkrywać swoją seksualność). Albo taki, jak nazywanie intymnego związków dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet małżeństwem, a tym bardziej przyznanie im praw małżeństwa - z adopcją dzieci włącznie. Chcecie głosić te brednie? Proszę bardzo, mamy w Polsce wolność słowa. Tylko nie zamykajcie ust waszym przeciwnikom pod pozorem, że wasze brednie mają sankcję nauki. Łysenko już był. Roman Graczyk PS: Pani Profesora zdaje się też uważać, że jak naukowcy z UAM wypowiedzą się na temat pożądanych porządków na sąsiedniej uczelni, to naukowcy z UE mają to pokornie przyjąć i wykonać. Powtarza też Pani Profesora, za "Gazetą Wyborczą" jak za panią matką, wysoce niepewne informacje o użyciu paralizatorów przez siły porządkowe, jako rzecz niewątpliwą. Takie standardy widocznie obowiązują w genderze: inne dla swoich, a inne dla obcych.