Myślę, że każdy normalny człowiek, usłyszawszy komunikat o takim przebiegu spotkania w Pałacu Namiestnikowskim, odetchnął z ulgą. Rada Gabinetowa nie może bowiem służyć prezydentowi - jak poprzednio - do walki z rządem. Oczywiście prezydent może wyrażać swój własny pogląd w każdej omawianej sprawie. Tak też było we wtorek, kiedy po posiedzeniu Lech Kaczyński nieco inaczej stawiał akcenty w sprawie euro niż premier Tusk. Problem z dotychczasowymi stosunkami na linii rząd-prezydent polegał jednak nie na innym stawianiu akcentów. Polegał on na tym, że prezydent sytuował się jednoznacznie na pozycji reprezentanta partii swojego brata. Pal licho, że brata - to jest sprawa drugorzędna, a nadmiernie podkreślana przez komentatorów. Ważne, że Lech Kaczyński od początku prezydentury konsekwentnie bronił linii politycznej Prawa i Sprawiedliwości, a zwalczał jego politycznych konkurentów. A tego mu jako prezydentowi robić nie było wolno. W polityce nie ma partii ciągle obdarzonych słusznością i takich, które ciągle się mylą. Nie jest więc też tak, że PiS się permanentnie myli, a Platforma permanentnie ma rację. Problem nie jest politycznej, tylko ustrojowej, natury. Prezydentowi nasza Konstytucja nadaje rolę gwaranta dobrego funkcjonowania instytucji. Pierwszym obowiązkiem prezydenta jest dbać o to, ażeby rząd mógł bez zbędnych przeszkód podejmować wszelkie potrzebne państwu decyzje, a opozycja mogła bez przeszkód wypełniać funkcję recenzenta poczynań rządu. W tym sensie prezydent stoi - z definicji - poza sporem między rządem a opozycją. A przecież każde dziecko w Polsce wie, że Lech Kaczyński brał w tym sporze stronę jednej tylko, i zawsze tej samej, partii politycznej. We wtorek w Pałacu Namiestnikowskim, jak raz, było inaczej. Czy to oznacza zatem fundamentalną zmianę stylu prezydentury Lecha Kaczyńskiego? Boję się, że nie. Nie wierzę w trwałą zmianę, a przecież dopiero ona przywróciłaby naszym instytucjom ustrojowym właściwy konstytucyjny sens. Nie wierzę, bo mam zbyt dobrze w pamięci trzy lata tej prezydentury, kiedy prezydent był najpierw bezkrytycznym współpracownikiem rządu PiS-u , a potem równie bezkrytycznym współpracownikiem PiS-owskiej opozycji. Wydaje się, że tak niecodzienny (a tak pożądany) przebieg Rady wynikał z chwilowego uznania powagi sytuacji w związku z czającym się, niemal za węgłem (Węgry, Ukraina), kryzysem gospodarczym. Przy czym sygnał do złagodzenia stanowiska dał w poniedziałek Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości. Wydaje się zatem, że kiedy prezes PiS zarządzi powrót do poprzednich obyczajów, prezydent znowu wykona partyjne polecenie. Roman Graczyk