Dlaczego tak mało członków rządzącej partii chciało mieć wpływ na decyzję w sprawie uznawanej przez PO jako ważne wydarzenie nie tylko wewnątrz partii, ale w ogóle na scenie politycznej? Moim zdaniem, narzucają się tu dwa wyjaśnienia. Po pierwsze, platformerzy nie garną się do wybierania pomiędzy Sikorskim a Komorowskim dlatego, że ten wybór jest mało wyrazisty. Owszem, obaj panowie czymś się różnią - jak zawsze, gdy porównamy dwóch osobników gatunku homo sapiens. Różnią się nawet Lech Kaczyński z Jarosławem Kaczyńskim. Pierwszy nosił długo wąsik, drugi nie. Pierwszy jest mniej energiczny, drugi bardziej. Ale my tu przecież mówimy o polityce, a politycznie Kaczyńscy są prawie identyczni. W tym sensie różnice między Sikorskim a Komorowskim niewiele przewyższają te pomiędzy braćmi Kaczyńskimi. Platformerzy uznali w duchu, nie mówiąc tego bynajmniej głośno, że wart Pac pałaca, a pałac Paca. Trudno się zresztą temu tak bardzo dziwić, jeśli sobie uświadomimy, że obaj kandydaci zostali wystawieni do tej rywalizacji wtedy, kiedy ze startu w walce o prezydenturę zrezygnował Donald Tusk. Prawdziwa polityczna rywalizacja wewnątrz Platformy musiałaby być rywalizacją pomiędzy Tuskiem a jakimś jego oponentem. Czy taki w ogóle istnieje? Po drugie, połowa członków Platformy zamanifestowała swój doskonale bezideowy stosunek do członkostwa w tej partii. Nie jest tajemnicą, że masowy przypływ członków do PO nastąpił wtedy, kiedy partia Donalda Tuska przejęła władzę. PO jest partią władzy nie tylko dlatego, że władzę sprawuje, ale również i przede wszystkim dlatego, że przyciąga do siebie ludzi, którym jest doskonale wszystko jedno, w jakim kierunku układają się sprawy publiczne, a zależy im jedynie na osobistych profitach, jakie daje członkostwo w partii rządzącej. Nie znam statystyk, ale nie zdziwiłbym się gdyby liczba absencji w tym glosowaniu mniej więcej pokrywała się z liczbą nowych - tzn. przybyłych po październiku 2007 - członków PO. Nie podzielam poglądu radykalnych krytyków PO, którzy powiadają, że całe te prawybory to nic tylko polityczne przedstawienie, pozór demokracji. Tak nie jest, choćby dlatego, że pewne mechanizmy w polityce działają samoczynnie i np. danie pola do rywalizacji odsłania skrywane dotychczas niechęci, czy kreuje pewne podziały. Tym niemniej zarówno dla Platformy, jak i - szerzej - dla polskiej demokracji ta lekcja jest dość gorzka. Jeśli w przyszłości prawybory miałyby zadomowić się naszej polityce, należałoby przemyśleć wszystkie ich mielizny ujawnione przez rywalizację Sikorski-Komorowski. Roman Graczyk Komorowski czy Sikorski - który na prezydenta?