Zgadzam się z Konradem Piaseckim, że w tej dziedzinie musi zapanować pełna jawność. Jawność powinna też towarzyszyć audytowi tak, żeby niemożliwe było zarówno przykrywanie niewygodnych faktów, jak i późniejsza stronnicza ich interpretacja. To, że śmierdzi, już wiemy po bardzo pobieżnej analizie danych sejmowych. Jeśli było możliwe, że poseł Hofman był w Warszawie w czasie, kiedy nominalnie przebywał w Londynie, za który to wyjazd Kancelaria Sejmu zwróciła mu prawie 3 tys. zł, to znaczy, że system był nieszczelny. I że można było go nadużywać niemal ostentacyjnie. Zapewne koledzy posła z innych partii wiedzieli, że dokonuje się przekręt. Jeśli nie korzystali z tak łatwej okazji do politycznej rozgrywki z ważnym politykiem PiS, to należy przypuszczać, że nie z powodu miłosiernego stosunku do bliźnich, tylko z powodu liczenia na wzajemność. Sejmowe zestawienie pokazuje i inne sytuacje, które à priori powinny wzbudzać nieufność do deklaracji posłów. Jak to możliwe, że poseł Rogacki jedzie własnym samochodem w delegacje zagraniczne w ciągu trzech lat 27 razy? Jak to możliwe, że posłowie Hofman, Kamiński i Rogacki deklarują, że pojadą na dwudniowe posiedzenie do Madrytu samochodem (3 tys. km)? Jeśli chodzi o tych trzech wyrzuconych z PiS-u, to wiemy, że były co najmniej dwa przekręty (Madryt i Londyn). Ale przecież skoro system był nieszczelny, dlaczego nie mieli z tego korzystać inni? Z pewnością trzeba się przyjrzeć kwocie 400 tys. zł. na podróże posła Iwińskiego. I wielu innym. Jeśli audyt odkryje dużo większą niż teraz widać skalę nadużyć, potwierdzi najgorszy stereotyp: opinię, że politycy to oszuści, którzy przy pomocy podniosłej retoryki (służba Ojczyźnie itp.) po prostu rozkradają państwo, niczym Sienkiewiczowski postaw sukna. Dla niektórych komentatorów będzie to (jak w wielu innych sprawach) argument za tym, żeby nie wyciągać wniosków do końca. Państwo potrzebuje tego, żeby obywatele mieli jakieś minimum zaufania do elit - powiedzą - nie burzmy tej resztki, która jeszcze jest. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Lekarstwem na brak zaufania może być tylko pełna prawda. Jeśli upadną przy tym jakieś autorytety, to będzie tylko znaczyć, że były one autorytetami dmuchanymi. Złodzieje, niezależnie do ich partyjnej przynależności, niech zostaną nazwani złodziejami. A potem, po uszczelnieniu systemu, wybierzemy nowych reprezentantów narodu. Jest szansa, że będą się prowadzić trochę przyzwoiciej. To, oczywiście, nie rozwiąże problemu. Pokusy władzy nie kończą się na możliwości dorobienia na delegacjach zagranicznych. Ale to już będzie krok w dobrą stronę.