Chwaliłem go tu za ów charakter ("Godson is the best", 21 lutego 2013), ale potem zwracałem uwagę na jego pryncypializm zgoła niepolityczny, to znaczy w polityce nieskuteczny ("John Godson i demokratyczny consensus", 29 sierpnia 2013). Wczoraj Godson zagłosował inaczej niż jego partyjni koledzy z Polski Razem. W głosowaniach nad wotum nieufności/wotum zaufania takie rzeczy zdarzają się niezwykle rzadko, a jeśli się zdarzą, są karane przez przywództwa partyjne. Słusznie, bo tego rodzaju głosowanie jest jak gdyby streszczeniem stosunku danej partii do rządu, określeniem jej miejsca na mapie politycznej. Obok głosowania w sprawie budżetu to jedno z politycznie najważniejszych głosowań. Godson zagłosował za rządem, wyłamując się w tej sprawie z solidarności z partią (być może także z dyscypliny, o ile była zarządzona w PR). Taka "osobność" niezbyt może być tolerowana w polityce, bo gdyby stała się rzeczą nagminną, partie straciłyby sterowność, a polityka przewidywalność. Z tej racji posłowie nieraz bywają zmuszani do głosowania wbrew swoim przekonaniom. Taka jest cena owej sterowności partii i przewidywalności polityki. Poseł, który notorycznie odmawia uznania tej ceny, może zyskiwać sympatię jako człowiek, ale musi tracić zaufanie wyborców jako działacz takiej czy innej partii. To jest właśnie przypadek Godsona. Jeszcze większą osobliwością jest uzasadnienie wczorajszego głosowania posła z Łodzi. Powiedział on, że uczynił tak pod wpływem współczucia dla premiera, który jest obecnie pod ostrym ostrzałem politycznym. Godson powołał się na ewangeliczną scenę z cudzołożnicą i słowa Jezusa: "Jeśli kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem", słowa, które uratowały tę kobietę od kamienowania. Piękna historia i budujący morał, tylko co to ma do rzeczy? Kto, mianowicie, kamienował wczoraj Tuska i jego rząd? Opozycja wyrażała mu nieufność (a większość sejmowa - zaufanie) w związku z aferą taśmową - to elementarz polityki w demokracji parlamentarnej. Gdyby chcieć rozumować jak Godson, żadne wotum nieufności nie mogłoby być nigdy uchwalone. A skąd John Godson wiedział, jak się ma zachować? Ano stąd, że wyobraził sobie, jak by się zachował Jezus: właśnie tak. Tego rodzaju bezpośredni związek z wyobrażonymi przecież nakazami religii jest typowy dla charyzmatycznych nurtów chrześcijańskich, głównie w USA. Bogu dzięki, w Polsce to się chyba nie przyjmie. Roman Graczyk