Można będzie - pod pewnymi warunkami - zjeść obiad "na mieście", czego dotąd nie było wolno. Można będzie, w większej niż dotąd grupie wiernych uczestniczyć w nabożeństwie w kościele. To cieszy. Ale oto dowiadujemy się, jak premier Mateusz Morawiecki uzasadnił poluzowanie restrykcji w dziedzinie religijnej: "Na setne urodziny naszego wielkiego rodaka Jana Pawła II, który zmienił losy świata, zmienił losy Polski, od najbliżej niedzieli chcemy, żeby to była jedna osoba na 10 metrów kwadratowych w całej powierzchni kościoła, kaplicy, w której odbywa się nabożeństwo". Przepraszam, ale to jakiś żart. Nie chodzi mi o to, że się znosi ograniczenia, ani o to, że się wyznacza taki, a nie inny, limit, lecz o sposób argumentacji. Pan Premier nie powiedział, że te 10 metrów kwadratowych to wynik analizy ekspertów, tylko że to jest jak gdyby prezent państwa dla Kościoła z okazji owej okrągłej rocznicy. Uściślę swoją obiekcję. Nie przeczę wybitnej roli Jana Pawła II w historii. Uważam potrzeby religijne za równie ważne jak potrzeby konsumpcyjne. Nie śpiewałem, na początku epidemii, w jednym chórze z osobistymi wrogami Pana Boga, którzy domagali się potraktowania Kościoła gorzej niż innych podmiotów życia publicznego. Nawoływałem do mierzenia jedną miarą. Ale właśnie Pan Premier mierzy miarą "utrzęsioną" Kościołowi, gdy argumentuje potrzebę owych 10 metrów na osobę zasługami Jana Pawła II. Czy to znaczy, że gdyby nie było tych zasług, to Kościół dostałby od państwa nie 10, ale - powiedzmy - 15 metrów na osobę? Popadamy przecież w absurd. Czytam tu i ówdzie, że Kościół nie jest uprzywilejowany, ponieważ w restauracjach limit ma wynosić 4 metry kwadratowe na osobę. Dobrze, ale tu nie chodzi o liczbę metrów kwadratowych, tylko o powód oznaczenia dowolnej liczby metrów: czy to są wyliczenia epidemiologów, czy też zasługi historyczne danej branży/stowarzyszenia? Bo Kościół w tym wypadku musimy traktować jako stowarzyszenie o celach religijnych i tylko tak oceniać zakres obostrzeń. Najwyraźniej Pan Premier tego nie rozumie. Jego wiara bądź niewiara nie powinna mieć tu nic do rzeczy, bo jako Premier RP jest najwyższym urzędnikiem. Jako osoba prywatna jest Mateusz Morawiecki wiernym tego akurat Kościoła, to jego dobre prawo. Ale jako najwyższy urzędnik nie może mieć do - co z tego, że swojego? - Kościoła stosunku wyznawczego, lecz tylko stosunek urzędniczy. Z tej perspektywy Kościół katolicki, jak inne Kościoły i związki wyznaniowe, jest stowarzyszeniem o celach religijnych. W dobie epidemii trzeba go traktować jak wszystkie inne stowarzyszenia, to znaczy pod kątem bilansu pożytków dla życia publicznego i zagrożeń. Tak jak klub piłkarski, filharmonię czy restaurację. Kto tego nie rozumie, nie rozumie czym jest państwo niewyznaniowe.