Francuski prezydent ma wizję Unii złożonej z trzech koncentrycznych i zawierających się kręgów: krąg zewnętrzny to Unia 27 krajów, krąg środkowy to strefa Schengen, w końcu krąg wewnętrzny to strefa euro. Tylko ten najbardziej wewnętrzny krąg jest - by tak rzec - Unią właściwą, tam dokonuje się rzeczywista integracja i tam podejmowane są najważniejsze decyzje. Polska musi odrzucić tę wizję - co do tego panuje w Polsce zgoda, odrzucają ją i Platforma, i PiS. Tyle że każde z innego powodu. Warto o tym porozmawiać. W sporach PiS-u z Platformą o Unię Europejską padał ze strony PiS-u argument, że PO kieruje się w swojej polityce tym, co o nas powiedzą w najważniejszych stolicach europejskich. Jakkolwiek by z tym było w przeszłości, w ostatnich latach polska polityka europejska udowodniła, że potrafi się postawić najważniejszym graczom, w tym Paryżowi i Berlinowi: w sprawach ekologicznych, w sprawach budżetowych, a ostatnio w sprawach reform instytucjonalnych. Szczególnie w tej ostatniej kwestii. Słowa Radosława Sikorskiego wypowiedziane w Paryżu w miniony czwartek nie pozostawiają co do tego wątpliwości. Minister mówił: "Niektórzy politycy chcieliby zamknąć się w wąskim, mini-unijnym gronie, inni uważają, że Unia Europejska postawiła sobie zbyt ambitne cele. Tak czy inaczej, chodzi im o wyhamowanie integracji europejskiej. Wierzymy, że w obliczu przeciwności powinniśmy się zjednoczyć i właściwie wykorzystać ten moment. (...) Trudne czasy wymagają nadzwyczajnych środków. Głębsza integracja stanowi rozsądny krok naprzód, i mój kraj ją popiera. Ale głębsza integracja nie może prowadzić do powstania Europy dwóch prędkości. Imperatyw bliższej współpracy państw strefy euro nie może stać się narzędziem demontażu Unii Europejskiej. Proces decyzyjny w ramach tej grupy nie może prowadzić do stopniowego podkopywania procesu decyzyjnego w ramach Unii 27 państw członkowskich. Ujmę to bardziej jednoznacznie: Polska mówi "nie" instytucjonalizacji nowego "trzonu" i nowej peryferii" w Europie". Koncepcja Sarkozy'ego jest próbą obejścia problemu, jaki dla zwolenników głębszej integracji stanowi wejście do Unii nowych krajów w r. 2004 i 2007. Skoro Unia jest tak rozległa i obejmuje kraje o tak różnych poziomach gospodarki, tak różnych tradycjach i historycznych i tak różnych kulturach politycznych, to trzeba integrować się w węższym gronie, a resztę pozostawić jako swego rodzaju otulinę tej nowej "Unii właściwej". Na takie dictum możliwe są dwie odpowiedzi: albo hamowanie integracji, albo jej rozciągnięcie na całą Unię. Czyli rozumując kategoriami kręgów Sarkozy'ego: albo wykorzystujemy trzeci krąg do tego, żeby uniemożliwić dalszą integrację, albo rozszerzamy zasady integracji z pierwszego kręgu na drugi i trzeci. Pierwsza odpowiedź jest PiS-owska, druga PO-wska. Odpowiedź pierwsza, PiS-owska, skazuje nas na marginalizację. Integracji w Unii nie zatrzymamy, ona - wolno i kulejąc - będzie postępować, bo taka jest podstawowa idea tego przedsięwzięcia. Jeśli jej nie będziemy chcieli, inni w Unii zrobią to bez nas, umożliwia to mechanizm tzw. wzmocnionej współpracy zawarty w traktacie lizbońskim. Odpowiedź druga daje Polsce większe szanse rozwojowe. Zakłada ona strategię podwójną: domagamy się rozszerzenia integracji na pozostałe kręgi, a równocześnie staramy się wejść do kręgu pierwszego. Czyli chcemy, żeby do tego pociągu wsiedli wszyscy pasażerowie obecni na peronie, ale jeśli by miało się zdarzyć, że pociąg ma odjechać bez wszystkich, to my - w każdym razie - chcemy do niego wsiąść. Nic w polityce nie jest proste i realizacja tej koncepcji też prosta nie będzie. Mamy problem z niektórymi postulatami ujednolicania polityk gospodarczych (nie chcemy np. jeszcze teraz ujednolicenia podatków), ale z czasem - w miarę jak będziemy doganiać poziom europejskiego PKB na głowę mieszkańca - ten problem będzie zanikał. Inny problem to nasz kurs na dalsze rozszerzenie. Moim zdaniem tu rząd jest w błędzie. Już ostatnie lata (2004-2012) pokazują, jak bardzo rozszerzenie i integracja są sprzecznymi procesami. Perspektywa rozszerzenia obejmująca Ukrainę postawiłaby ten problem o ileż bardzie dramatycznie. Ale to jest sprawa drugorzędna z punktu widzenia głównego kierunku. Polska postawiła się Francji i bardzo dobrze. Tylko trzeba wiedzieć, po co żeśmy się postawili. Odpowiedź w rodzaju "żeby pozostać na marginesie" nie wydaje mi się zgodna z naszym narodowym interesem, chociaż nie wątpię, że taka odpowiedź chętnie będzie się ubierać w patriotyczny strój. Tyle że to jest patriotyzm polskiego gestu. A ja bym wolał patriotyzm polskiego interesu. Roman Graczyk