Były w przeszłości transfery z PiS-u do PO znanych polityków: Radosława Sikorskiego, Antoniego Mężydły, Pawła Zalewskiego. Jeszcze wcześniej do PO dołączył z okolic PiS-u sam Stefan Niesiołowski, dziś najbardziej zajadły PO-wiacki buldog, choć wcześniej (ale tego młodsi już nie pamiętają) namiętny ideolog ZChN-u i zresztą też buldog, tyle, że w lepszym niż obecnie stylu. Była głośna kandydatura Mariana Krzaklewskiego z listy PO do Parlamentu Europejskiego (nieudana) oraz udane kandydatury senackie Marka Borowskiego i Włodzimierza Cimoszewicza z poparciem PO, także udany start Dariusza Rosatiego do Sejmu z listy PO. Były i transfery w przeciwną stronę, choć mniej liczne i mniej spektakularne. Tu najważniejszą figurą jest chyba Jarosław Gowin, z tym zastrzeżeniem, że on przeszedł z Platformy do obozu politycznego PiS-u, nie zaś wprost do partii Kaczyńskiego. Jak by z tym nie było, obecna sytuacja, gdy z list PO lub z jej poparciem startują: Roman Giertych, Michał Kamiński i Ludwik Dorn - czołowe twarze obozu PiS-owskiego z lat 2005-2007, a na dodatek Grzegorz Napieralski, przecież kiedyś szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej, to jest nowa jakość. Żeby nie pastwić się zbyt łatwo nad przywództwem Platformy, nie będę przytaczał inwektyw, którymi obsypywał tych polityków Stefan Niesiołowski, gdy oni służyli jeszcze PiS-owi. Można rzec, że to polityczny folklor. No dobrze, ale co zrobić z faktem, że taki Ludwik Dorn był przez lata najbliższym współpracownikiem braci Kaczyńskich, czołowym strategiem i ideologiem PiS-u, wysokim funkcjonariuszem koalicji PiS - LPR - Samoobrona (ministrem spraw wewnętrznych i wicepremierem, potem marszałkiem Sejmu). Czyli był człowiekiem, który definiował kształt tego najgłębszego po 1989 r. sporu politycznego w Polsce, żeby nie powiedzieć: wojny politycznej. Co zrobić z faktem, że jedno z większych osiągnięć Dorna, czyli ustawa o finansowaniu partii politycznych, jest dziś przez PO zwalczana, skoro partia zachęca do głosowania w referendum za zmianą tego systemu? Proszę mnie dobrze zrozumieć: nie występuję tu w trosce o czystość ideową Platformy, to po prostu nie jest moja troska. Chodzi mi o to, jak się przedstawia oferta tej partii dla wyborców z perspektywy chłodnego obserwatora. Czy PO mówiła serio, gdy szydziła z bon motów Dorna o braniu lekarzy w kamasze, o garażu lekarza, o wykształciuchach? Czy mówi serio dziś, gdy bierze autora tych słów na swoje listy wyborcze? I znowu: nie chodzi mi wiarygodność tej akurat partii. Mój problem jest problemem obywatela, który próbuje się rozeznać w mapie ideowej polskiej polityki. I co widzi? Widzi, że partia, która rządziła przez osiem lat i żywiła się w tym czasie głównie strachem przed PiS, teraz bierze te widma PiS-owskie do siebie. Więcej: bierze ja na swoje sztandary. Zatem jaka jest jej ideowa tożsamość? Ale i więcej: jaka jest ideowa tożsamość PiS-u, skoro jego najważniejsi przedstawiciele przechodzą do partii, którą przez lata zaciekle zwalczali? Czy można powiedzieć, że to w żaden sposób nie kładzie się cieniem także na partii Jarosława Kaczyńskiego? No bo skoro ludzie z samego jej jądra idą do politycznej konkurencji, to czym jest to jądro? Może i tam nie chodzi o idee? Tak może sobie pomyśleć przeciętny polski wyborca. I na pewno wielu tak pomyśli. A jeśli pogląd, że polityka polska to rodzaj teatru, gdzie aktorzy przybierają różne role, zależne głównie od ich bieżącego interesu, a bez związku z ich przekonaniami, będzie zyskiwał zwolenników? To kto wam, panie i panowie, uwierzy, że zależy wam na czymś więcej niż tylko na zdobyciu mandatu, na poklasku, pozycji społecznej, prestiżu? I w imię czego żeście się przez ostatnie 10 lat tak okładali cepami, zamiast rozmawiać?