Platforma straszy Antonim Macierewiczem, a Beata Szydło nie próbuje nawet podjąć polemiki w sprawie wypowiedzi wiceprezesa PiS w Chicago.A jeśli już debata dotyczy spraw merytorycznych, (prawie) nikt nie ma odwagi trzymać się twardych liczb. Rząd zmusza do dymisji prezesa Tauronu, który nie chciał, by spółka, którą kierował, brała na garnuszek nierentowną kopalnię, a kandydatka PiS na premiera jedzie do Brzeszcz i udaje, że nie ma problemu nieopłacalności polskiego górnictwa węglowego, a jedynie problem nieudolności rządu w ratowaniu tegoż górnictwa. Rząd, który przez 8 lat nie rozwiązał problemu repatriacji Polaków z dawnych Kresów Wschodnich (z których część stalinowska Rosja przemieściła dalej na wschód), nagle znajduje 30 mln zł w przyszłorocznym budżecie na przyjęcie Polaków ze wschodniej Ukrainy, a na koniec zapowiada sprowadzenie Polaków z Mariupola jeszcze w listopadzie. Główna partia opozycyjna idzie w zaparte, twierdząc, że powrót do dawnego wieku emerytalnego przyniesie same korzyści, podczas, gdy wszyscy ekonomiści są zgodni, że to będzie katastrofa dla systemu. To wygląda tak, jak gdyby politycy brali nas za idiotów. Jeśli któremuś zdarzy się powiedzieć albo zrobić coś do sensu (np. podniesienie wieku emerytalnego przez rząd), pozostali natychmiast to napiętnują jako działanie antyspołeczne, nieledwie antypolskie. Więc wszyscy unikają jak ognia dyskursu racjonalnego, preferując łatwe obietnice (np. Platforma obiecała zniesienie składek na ZUS i NFZ, licząc, że ciemny lud to kupi). Z tego punktu widzenia te wybory są odpychające dla ludzi starających się myśleć. Trzeba bowiem nie brać na serio tego, co politycy mówią głośno, lecz domyślać się (np. na podstawie ich wcześniejszej działalności, czy inteligencji, czy okoliczności, w których przyjdzie im podejmować decyzje), jakie jest ich rzeczywiste stanowisko. Ale to rozumowanie jest jak proces poszlakowy: kończy się konkluzją obarczoną wielką ilością zastrzeżeń. I jak tu podejmować decyzje wyborcze? Z kolei z punktu widzenia pewności wygranej rozgrywka stała się na koniec interesująca. Wydawało się przez wiele tygodni, że liczą się tylko dwie partie, oraz że PiS ma w kieszeni zwycięstwo dające jej rząd (w najgorszym razie z jakimś małym koalicjantem), gdy tymczasem ostatnie sondaże pokazują coś innego. Małe partie, które dotąd płaciły koszty polaryzacji, tym razem dobrze się bronią i może się okazać, że w Sejmie zasiądą przedstawiciele aż 7 ugrupowań (PiS, PO, PSL, ZL, Nowoczesna, KORWIN, Kukiz 2015). Gdyby tak się stało, siłą rzeczy zwycięskiemu PiS-owi nie tylko zabraknie samodzielnej większości absolutnej, ale i - być może - zabraknie mu koalicjantów do utworzenia takiej większości. I tak oto wyłania się - do niedawna fantastyczna - hipoteza, że Platforma z koalicjantami (wchodzą tu w grę ZL, Nowoczesna i - być może - PSL) jednak zachowa władzę. Naturalnie, wszystko zależy od liczby mandatów zdobytych przez poszczególne ugrupowania. Zatem wieczór wyborczy 25 października zapowiada się tak ciekawie, jak dzisiejszy mecz Polski ze Szkocją. Ale jest jedna różnica, na którą warto zwrócić uwagę. Nasi piłkarze mają szansę dzisiaj wieczorem rozstrzygnąć kwestię awansu na Euro 2016. Zaś my, wyborcy, raczej nie mamy szans rozstrzygnąć 25 października pytania, kto będzie rządził Polską przez następne cztery lata. Problem jest bowiem taki, że z tych wyników, jakie zobaczymy podczas wieczoru wyborczego (dla uproszczenia zakładam, że nie będą się one istotnie różnić od wyników oficjalnych), dadzą się ułożyć różne większości. Dziś tego nie jesteśmy w stanie dokładnie określić. Ale jest do wyobrażenia taka sytuacja, że większość parlamentarną tworzą: PO, ZL, Nowoczesna i PSL, albo: PiS, KORWIN, Kukiz 2015 i PSL. Obrotowa rola PSL sprawia (pytanie do działacza PSL-u: - Kto wygra wybory; odpowiedź: - Nasz koalicjant), że partia Janusza Piechocińskiego może się przyłączyć do jednych lub do drugich. Czyli może być tak: my zagłosujemy w określony sposób, a liderzy partyjni zrobią z tymi głosami, co będą chcieli. Albo rząd liberalno-lewicowy, albo konserwatywno-prawicowy. Podoba się wam? Roman Graczyk