Po pierwsze, trzeba dotrzymywać zobowiązań, które Polska podjęła w stosunku do naszych partnerów - w tym wypadku na forum Unii Europejskiej. To, że zobowiązania podjął poprzedni rząd, nie ma tu żadnego znaczenia. Ale ten rząd zachowuje się, nie po raz pierwszy, jak gdyby tylko on był godnym reprezentowania interesów Polski, zaś to wszystko, co było przed nim, nie liczy się, nie ma waloru moralnej prawowitości. Rząd Beaty Szydło posuwa się w tym niekiedy do śmieszności, jak w sprawie słynnej opony z prezydenckiej limuzyny, nie potrafiąc wziąć odpowiedzialności za rzecz - wydawałoby się - oczywistą, lecz zrzucając ją na poprzednią ekipę, która została odsunięta od władzy już przed czterema miesiącami. Sprawa z oponą jest żenująca w wymiarze wewnętrznym (choć w istocie, pamiętając o Smoleńsku, jest śmiertelnie poważna), ale sprawa z przyjęciem/ odmową przyjęcia wynegocjowanej kwoty imigrantów jest żenująca także na zewnątrz. Stawia nas wobec naszych partnerów z Unii na pozycji państwa niepoważnego, państwa z którym nie można się umawiać, bo nie ma pewności, że ono dotrzyma powziętych zobowiązań. Dodam, że byłoby to równie żenujące, gdyby zobowiązania powzięte przez rząd Ewy Kopacz były dla Polski trudne do spełnienia. Ale nie są: wynegocjowaliśmy (my - Polska) na jesieni trzy warunki przyjęcia tych ludzi. Mają być dokładnie sprawdzeni pod kątem bezpieczeństwa i mają wyrazić chęć przybycia do Polski, w końcu ustalona kwota (7 tys. osób) naprawdę nie jest dla naszego kraju ponad stan. Po drugie, trzeba pomagać ludziom w potrzebie. Oczywiście, w kontekście masowej imigracji, głównie islamskiej, do Europy i w kontekście terroryzmu, niemal wyłącznie islamskiego, a bazującego na tej źle integrującej się z normami krajów osiedlenia populacji, mamy problem. Jestem ostatnim, który powie: trzeba przyjmować wszystkich i w dowolnych ilościach. To jest stanowisko niemądre, stanowisko, które przysporzyło Europie Zachodniej wielkiego ambarasu, a będzie z tym - twierdzę - jeszcze gorzej. Po prostu, założenie wielokulturowości nie sprawdza się - i to widzimy na przykładach nader drastycznych, jak choćby we wtorek w Brukseli. Ale to nie znaczy, że nasza - ludzi żyjących w bezpieczeństwie i względnym dobrobycie - powinność pomocy tym samym ustaje. Nie ustaje. Trzeba pomagać ludziom, których życie i bezpieczeństwo jest zagrożone. Jak ich wyselekcjonować z wielkiej masy imigracyjnej? Nie jest to proste, ale Polska podejmując zobowiązanie do przyjęcia owych 7 tys. uchodźców, postawiła pewne warunki, które idą w tym właśnie kierunku. I jeszcze jedno: okoliczność czasu. Czy ktoś mógłby do sensu wytłumaczyć, dlaczego dzień przed zamachami w Brukseli Polska była gotowa przyjąć tych ludzi, a dzień po już tych samych dokładnie ludzi przyjąć nie może? Dla mnie to jest tani populizm.