Są kraje, gdzie w szkołach naucza się przedmiotu "historia-geografia", nie zaś oddzielnie dwóch: "historia" i "geografia". I to ma głęboki sens, ponieważ jedno z drugim jest głęboko splecione. Tu, gdzie teraz jestem, trzeba nie tylko znać granice obecnego województwa podlaskiego, ale też wiedzieć, że w jego skład wchodzą ziemie zgoła nie podlaskie (np. Suwalszczyzna), a zarazem nie należą doń dzisiaj ziemie historycznego Podlasia (np. okolice Brześcia i Kobrynia) - inaczej nic się nie zrozumie z tutejszej współczesności. Trzeba wiedzieć, że przed Unią Lubelską Podlasie należało do Litwy, zaś po niej, aż do końca Rzeczypospolitej Obojga Narodów - do Korony. Że po trzecim rozbiorze jego część na północ od Bugu przypadła w udziale Prusom, a po pokoju w Tylży (1807) w większości weszła w skład Księstwa Warszawskiego, zaś po upadku Napoleona - w skład zaboru rosyjskiego. Trzeba wiedzieć, że po odzyskaniu przez Polskę niepodległości całe Podlasie znalazło się w jej granicach, zaś w 1939 roku nie pod władzą III Rzeszy, jak centralna Polska, lecz - wskutek paktu Ribbentrop-Mołotow - pod władzą Sowietów. Na tych terenach zatem okupacja niemiecka datuje się dopiero od 1941 r. - dzisiejsze Podlasie jest więc jedyną częścią Polski w obecnych granicach z doświadczeniem dwóch okupacji w okresie 1939 - 1944. Jestem w okolicach Bielska Podlaskiego, na terenie wyznaniowo prawosławnym, a narodowościowo białoruskim. Dwóch okupacji zaznały też okolice Łomży, tereny wyznaniowo katolickie, a narodowościowo polskie. Gdy wspomnimy Jedwabne czy Radziłów, wiemy od razu, jakie z tym się wiążą horrory z lata 1941 roku: mówiąc najkrócej masowe "polowania" na Żydów, z błogosławieństwem nowych władców (Niemców), a z bagażem nienawiści do Żydów zakumulowanej w Polakach przede wszystkim w okresie okupacji sowieckiej (1939 - 1941), a to z powodu współpracy części ludności żydowskiej z Sowietami. Tu, gdzie teraz jestem, na terenach - powtórzę: prawosławnych i białoruskich, tego nie było. W okresie międzywojennym napięcia wyznaniowe i narodowościowe były tu mniejsze, za okupacji sowieckiej Żydzi tutejsi mieli mniej powodów do kolaboracji z władzami, a w konsekwencji po nadejściu Niemców Polacy mieli mniej powodów, by mścić się na Żydach. Na tych terenach zatem w lecie 1941 r. nie doszło do krwawych napaści na Żydów. Jedna historyczna trauma mniej. Nie znaczy to, że Pani Historia w ogóle była dla tej ziemi jakoś szczególnie wyrozumiała, o nie! Był głód, było "bieżeństwo" z 1915 roku, było prześladowanie białoruskiej Hromady przez władze Drugiej Rzeczypospolitej, były sowieckie łagry w czasie wojny, a po wojnie terror Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego i siłowe zaganianie prawosławnych pod jurysdykcję prosowieckiego arcybiskupa Bazylego. Był też w latach PRL-u mit państwa jednolitego narodowościowo, który do dziś pokutuje w wielu polskich głowach, mimo że po 1989 r. mamy ustrojowe fundamenty (regionalizm, uznanie prawowitości "małych ojczyzn") pozwalające wreszcie uznać, że współczesna Polska jest wielokulturowa. Tu, w każdym razie, panuje kultura Wschodu: panoramy są rozleglejsze, czas płynie wolniej, ludzie jakby pobożniejsi. Idziemy sobie, niespiesznie, przez wieś Toporki z Panem Witalisem Sochą, działaczem regionalnym i śpiewakiem. Jest upalne, niedzielne popołudnie, dzień jak gdyby naszych dożynek, czyli "perepelicy" - czas radości i odpoczynku po dobrze wykonanej pracy. Mijamy pasterzy pędzących krowy z pastwiska do obór. Pozdrawiamy starych ludzi siedzących na przydomowych ławeczkach wzdłuż gościńca. Pan Witalis, wskazując na domy przy wiejskim gościńcu, tłumaczy, gdzie kto z jego rodziny mieszka, a także, gdzie kto mieszkał dawniej. Bo sporo domów w Toporkach stoi pustych po tym, jak starzy ludzie umarli, a ich dzieci wyjechały do miasta. - Coraz bardziej tu pusto, młodzi żyją w Warszawie - mówi swoim pięknym, wysokim, głosem Pan Witalis. - Może wybrali lepsze życie? - pytam niepewnie. Witalis Socha zatrzymuje się na środku gościńca. - Panie, może i lepsze. Ale co to za życie?