Andrzej Duda przez pierwsze dwa lata prezydentury przyzwyczaił nas do tego, że bez sprzeciwu podpisuje ustawy nawet jaskrawo niezgodne z Konstytucją, mało tego: okrasza swoje oportunistyczne zachowania państwowotwórczą, legalistyczną retoryką. Robiło to na ludziach mających szacunek dla państwa i prawa przygnębiające wrażenie. I powodowało erozję wiary w Andrzeja Dudę jako strażnika Konstytucji. Dlatego weto wobec ustaw łże-reformujących sądownictwo wydawało się nieprawdopodobne. A jednak Andrzej Duda na to się poważył. Pomijam analizę złożonych przyczyn, które wpłynęły na taką decyzję Pana Prezydenta - od poniedziałku wiele już na ten temat napisano. W każdym razie godzi się zauważyć, że stawiając dwukrotne weto w sprawach tak fundamentalnie ważnych dla Jarosława Kaczyńskiego, Andrzej Duda radykalnie zmienił swój prezydencki wizerunek. Z prezydenta notariusza w jednej chwili przedzierzgnął się w prezydenta-przeciwwagę rządu. Ciekawe, zastanawiające, zapewne też bogate w konsekwencje polityczne. Moim zdaniem, zanosi się na wojnę partii rządzącej z prezydentem. Słychać z przecieków, że prezes PiS-u miał się wyrazić o Prezydencie, że ten okazał się zdrajcą. Nie przytaczałbym opinii z tak niepewnego źródła, gdyby nie to, że w przeszłości prezes Kaczyński wielokrotnie pokazał, że jego fawory są nader zmienne. Bywało już przecież tak, że osoby z kręgu najbliższego zaufania szefa PiS-u (Ludwik Dorn, Janusz Kaczmarek, w dawniejszej przeszłości i w nieco innej postaci Lech Wałęsa) nie tylko traciły to zaufanie (co się może zdarzyć, nie tylko w PiS-ie), ale też stawały się obiektem gwałtownych ataków otoczenia prezesa i samego Jarosława Kaczyńskiego. Osoby te stawały się, niemal z dnia na dzień (przynajmniej tak to wyglądało dla szerokiej publiczności) z przyjaciół Słusznej Sprawy jej zajadłymi wrogami. Zatem przeciek o ocenie dwóch wet Pana Prezydenta przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego wydaje się prawdopodobny. Świadczą o tym także poszlaki w postaci sygnałów wysyłanych z otoczeni Kaczyńskiego: wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki mówiący o "układzie", który wzmocnił się dzięki wetom Andrzeja Dudy; premier Beata Szydło mówiąca z lekceważeniem o radach dawanych Prezydentowi RP przez profesorów prawa i filozofów oraz przeciwstawiająca ich opinie mądrości ludu; minister Antoni Macierewicz przypisujący uczestnikom protestów zamiar obalenia rządu. Krótko mówiąc, wygląda na to, że PiS sięga do starej, wypróbowanej metody przedstawiania swoich oponentów jako uosobienia zła, braku patriotyzmu i reprezentacji obcych interesów. Nie jesteś z nami, to znaczy, że twoje motywacje są niskie, a twoje źródła inspiracji - antypolskie. Jarosław Kaczyński tak zawsze ustawiał swoich przeciwników, już na długo przed Smoleńskiem, to się do czasów obecnych zasadniczo nie zmieniło. Jego partia jest wodzowska, więc taka manichejska interpretacja rzeczywistości jest poniekąd obowiązującą w partii doktryną. W myśl tej doktryny dobry jest (już od pewnego czasu) taki Stanisław Piotrowicz, a zła (właśnie na naszych oczach) staje się taka Zofia Romaszewska. I dzieje się tak niezależnie od całego wcześniejszego życia obojga bohaterów tej opowieści: odwagi i tchórzostwa, poświęcenia i oportunizmu. To wszystko nieważne, ważne jest tylko to, że na obecnym etapie walki Dobra ze Złem Piotrowicz obiektywnie służy Dobru, a Romaszewska obiektywnie służy Złu. Tako rzecze Jarosław Kaczyński, a za nim legion jego partyjnych czynowników. To jest groźne dla higieny życia publicznego w ogóle, ale w tym momencie zostawiam ten problem na boku. Natomiast ta doktryna zastosowana do aktualnej polityki będzie, moim zdaniem, prowadzić do walki PiS-u z Andrzejem Dudą. Chociaż ten ostatni daje sygnały, że dalej chce być uczestnikiem m obozu "dobrej zmiany", to ten obóz (w osobie szefa, bo tylko to ma tam znaczenie) już Andrzeja Dudy nie postrzega jako "swojego". Owszem, był on "swój", nawet bardzo, ale oto właśnie takim być przestaje (nb. trochę to, pod pewnymi względami, przypomina popadanie w niełaskę Trockiego, Bucharina i innych, którzy w jakimś momencie okazali w oczach Wielkiego Językoznawcy zdrajcami - ale to też inny temat). Walka PiS-u z Prezydentem RP będzie mniej lub bardziej otwarta - tu nie ryzykowałbym twardej opinii. Ale wiem, że ponieważ prezes Kaczyński stracił serce dla Andrzeja Dudy i - co u niego następuje automatycznie - wpisał go na czarną listę, walka będzie. Stawiając te weta Andrzej Duda stracił szanse na poparcie PiS-u w 2020 roku. Czy może zyskać poparcie jakiegoś nieistniejącego dziś konserwatywnego, ale umiarkowanego centrum? Trudna sprawa. Ale skoro poparcie PiS-u zostało stracone bezpowrotnie, to może warto byłoby się skupić na tym, co dla funkcji Prezydenta PR najważniejsze? Roman Graczyk