Sprawa dotyczy rozległego tematu tożsamości narodowej Francuzów. Temat rzeka. I do tego temat obarczony wewnętrzną sprzecznością mniej więcej od czasów Rewolucji Francuskiej. Inaczej niż w Polsce, gdzie rozumiemy tożsamość narodową jako wspólnotę historii i kultury (niektórzy rozumieją ją jako wspólnotę krwi, ale osobliwości mentalne pozostawiam na boku), we Francji jest ona rozumiana jako wspólnota wartości republikańskich. Pozornie wychodzi na jedno, w praktyce - nie. No bo jaka jest wspólnota wartości republikańskich "starych" Francuzów z "nowymi" Francuzami, kiedy ci drudzy rozkładają na ulicy dywan i modlą się, oddając cześć Allahowi jako pobożni muzułmanie, lecz nie respektując choćby przepisów o ruchu drogowym? Jak wyznają wartości republikańskie ci z przybyszów z dalekich krajów (niekiedy już w drugim czy trzecim pokoleniu - znak fiaska polityki integracji), którzy lecząc się w publicznym szpitalu, żądają, by badał ich lekarz tylko określonej płci. Jak wartości republikańskie wyznają uczniowie-muzułmanie, którzy bojkotują podręczniki do historii nie dość, ich zdaniem, przychylne dla islamu? Jak wartości republikańskie wyznają uczennice-muzułmanki, które odmawiają udziału w zajęciach wychowania fizycznego, jako w czymś, co narusza godność kobiety? I tak dalej, i tym podobne. Współczesna Francja jest pełna tego typu zachowań, które ewidentnie stoją w sprzeczności z mitem udanej integracji, zakładającym, że wszystkie "dzieci Republiki" niezależnie od pochodzenia respektują pewien wspólny kanon wartości. Prawda jest taka, że część (która dawno przestała już być marginesem) "dzieci Republiki" ma te wartości w głębokim lekceważeniu. No to wróćmy do skandalicznego, rzekomo, zdania Claude'a Guéanta. Powiedział on tyle: "Z powodu niekontrolowanej imigracji Francuzi mają czasami wrażenie, że już nie są u siebie, albo wrażenie, że zachowania, które muszą ścierpieć, nie są zgodne z zasadami naszego życia społecznego." Zdanie, które, w kontekście powyżej opisanych zachowań, jest czymś oczywistym. Tymczasem wywołało ono furię tamtejszego odpowiednika naszego salonu. Salon paryski dostał szału, tak jak nasz dostaje szału, gdy się głośno powie coś, o czym po cichu mówi się po kątach (nawet po salonowych kątach). Ministra Guéanta oskarżono o grę wyborczą (akurat zbliżały się wybory kantonalne), sprzyjanie Frontowi Narodowemu, dzielenie Francuzów i stygmatyzowanie islamu. 5 do 10 milionów muzułmanów we Francji to jest fakt (swoją drogą, te różnice w szacunkach są też godne zauważenia. W ankietach statystycznych nie wolno pytać o wyznanie, dlatego władze nie wiedzą, jak ewaluować liczbowo jeden z największych problemów wewnętrznych Francji.). Ale nie wolno powiedzieć głośno, że ten fakt rodzi pewne problemy, bez narażania się na zarzut politycznej niepoprawności. Kompletna szajba. Dlaczego Francja doszła do punktu, w którym jest politycznie niezdolna do podjęcia problemu imigracji, spróbuję opowiedzieć za tydzień. Roman Graczyk