Teraz jest rzecznikiem rządu, zastąpiwszy na tym stanowisku Pawła Grasia. Właśnie podskoczyły notowania Platformy i powiadają niektórzy komentatorzy, że to m.in. wskutek zastąpienia nieciekawego Grasia przez Kidawa-Błońską. Ja tego nie wiem. Pani Kidawa-Błońska jest rzecznikiem od kilku dni, wydaje się więc, że za wcześnie na to, by elektorat tę zmianę wychwycił i postanowił z tego powodu bardziej masowo głosować na PO. Ale - być może - na dłuższą metę taki wniosek okaże się prawidłowy. Małgorzata Kidawa-Błońska jest przystojną kobietą, premier zapewne wiedział, co robi, proponując jej stanowisko rzecznika, podobnie jak wiedział to, gdy swego czasu proponował stanowisko ministra sportu Joannie Musze. Elektorat w jakiejś części głosuje powodowany względami estetycznymi. Ja tak jednak nie głosuję. Jeśli miałbym głosować na PO, to nie dlatego, że pan premier potrafi na widocznych miejscach sceny publicznej ustawić jedną czy drugą przystojną kobietę. Podobnie, gdybym miał nie głosować na SLD, to nie z powodu niedostatków urody Józefa Oleksego. Pani Kidawa-Błońska wydaje się dość typowym przykładem plastikowej polityki Platformy Obywatelskiej, polityki okrągłych słów i braku przekonań. Gdy premier powierzył Jarosławowi Gowinowi opracowanie projektu ustawy o in vitro, wydawało się - jeszcze wtedy - że szef rządu potrafi udźwignąć polityczne konsekwencje posiadania poglądów. Gdy już ten projekt powstał, okazało się jednak, że premier takiej właściwości nie ma i wtedy Małgorzacie Kidawa-Błońskiej poruczono zadanie opracowania kontrprojektu. Wykonała to zadanie.Gdy Donald Tusk, jako przewodniczący PO, ogłosił, że wybory na szefa Platformy odbędą się w formule bezpośredniej (tzn. głosowanie wszystkich członków partii, a nie wybór przez jej gremia statutowe) i Jarosław Gowin wziął to serio, odezwał się zaraz chór klakierów przewodniczącego, że to jakaś nieodpowiedzialność, rozbijanie jedności partii etc. Chórzystom chodziło o to, że nikt nie powinien psuć wewnątrzpartyjnego święta jednogłośnego wyboru Donalda Tuska przez aklamację. A "psujem" był właśnie Gowin. W tym chórze pewne partie solowe wykonała Małgorzata Kidawa-Błońska, reprezentując zdrowy partyjny trzon przeciw warcholstwu. Jedno wyjaśnienie. Każdy polityk ma jakieś wady, swoje ma też Gowin - nie piszę tu apologii byłego ministra sprawiedliwości. Przypadkiem tak się jednak złożyło, że pewna ważna cecha Małgorzaty Kidawa-Błońskiej ujawniła się dwukrotnie w związku z aktywnością Gowina w PO. Cokolwiek by bowiem mówić o Gowinie złego, to ten facet ma przekonania i jest w polityce po to, żeby te przekonania bardziej wpływały na sposób urządzenia Polski. Legion popleczników Tuska nie ma żadnych przekonań, a swoją aktywność polityczną podporządkowuje jednemu: zdobyciu jak najlepszej pozycji w hierarchii partyjnej skupionej przy wodzu. I Małgorzata Kidawa-Błońska tak jak dotąd działa w polityce. Dlatego zaszła wysoko, podobnie jak wysoko zaszła p. Ewa Kopacz i parę innych osób bez właściwości. Nie mówię, że ci bez właściwości nie wygrają w czekającej nas serii wyborów. Może nawet wygra Platforma w wyborach parlamentarnych i utrzyma się przy władzy - jeszcze bardzie plastikowej niż dotychczas. Zależy mi jednak na tym, żeby to zjawisko nazwać. Roman Graczyk