Sprawy mają się tak: z jednej strony związkowcy pozbawili wolności kilkuset ludzi, do tego funkcjonariuszy publicznych, a niektórych poturbowali. To była, wtedy na gorąco, sprawa dla oddziałów prewencji policji - nic mniej. To jest teraz sprawa dla prokuratury - nic mniej. Tłumaczenie tego, jak to czynią komentatorzy przychylni PiS-owi, że przecież stało się tak nie bez powodu, że nie było dialogu, że rząd arogancki, a premier sprowokował zdaniem o "pętaku" wypowiedzianym kilka tygodni wcześniej pod adresem przewodniczącego Dudy, to jest wszystko zawracanie głowy. Chamstwo jest chamstwo, agresja fizyczna jest agresją, koniec i kropka. Tamte okoliczności jakoś są w tle, ale niczego tu nie usprawiedliwiają. "Solidarność" przekroczyła granice cywilizowanego demonstrowania poglądów. Niepokoi mnie, co będzie dalej. Teraz "Solidarność" zablokuje premiera w jego gabinecie? I jak na to zareagują stróże porządku? Znowu będą czekać, aż pikietującym znudzi się i pójdą do domu? Państwo to między innymi legalne użycie siły, także dla ochrony wolności i bezpieczeństwa jego reprezentantów. Gdzie jest państwo? Ale sprawy mają się też tak, że poseł Niesiołowski znieważył dziennikarkę. Tu z kolei komentatorzy przychylni Platformie tłumaczą, że Ewa Stankiewicz zadawała posłowi pytania, wiedząc, że poseł nie odpowie, więc to była prowokacja. Albo powiadają, że p. Stankiewicz na wiecu PiS-u mówiła, iż jest prawdopodobne, że 10 kwietnia 2010 r. Rosjanie dobijali rannych z katastrofy polskiego samolotu. A ja się pytam: co z tego, że zadawała pytania, wiedząc, że Niesiołowski nie odpowie? Brak odpowiedzi też jest odpowiedzią i wydobycie tego przynależy do dziennikarskiego obowiązku. Co z tego, że powiedziała o 10 kwietnia to, co powiedziała? Czy z tego powodu przestała być dziennikarką i poseł mógł od tej pory traktować ją jak żula, który chce mu wyrwać portfel z kieszeni marynarki? Mnie się marzy, że doczekamy takich standardów, w których dziennikarze wobec pewnych oczywistych faktów nie będą się różnić co do tego, że te fakty były. Że - jak tutaj - była napaść fizyczna na posłów ze strony "Solidarności" i koniec, i kropka. Oraz że była napaść słowna posła na dziennikarkę i też koniec, i kropka. Wtedy różnice poglądów co do powodów konfliktu byłyby jakoś wiarygodne. A tak, ludzie nie wierzą, że wyrażane przy tej okazji poglądy są autentyczne. Nie wierzą i mają rację. Nie ma dziennikarstwa bez elementarnej rzetelności. "Tak - tak, nie - nie, a co nadto, jest od Złego pochodzi" (Mt 5,37). Roman Graczyk