Moody's grozi jej obniżeniem, ponieważ bierze poważnie pod uwagę kolejne decyzje Unii o udzieleniu pomocy państwom strefy euro na krawędzi bankructwa. Jeśli Unia podejmie takie decyzje - prawda, że raczej niemożliwe bez zgody Berlina - zapłacą głównie Niemcy jako największy płatnik netto w Unii. Gdyby zaś doszło do utraty przez Niemcy potrójnego A, natychmiast zwiększy się oprocentowanie niemieckich obligacji - Niemcy nie będą mogły dłużej pożyczać na rynku tak tanio jak dotąd. Czy można się dziwić pani Merkel, że nie godzi się na coraz to nowe pomysły pomocowe dla Hiszpanii, Włoch czy Grecji? Plany polegające zawsze na tym samym: na rozluźnieniu dyscypliny finansowej, czyli - krótko mówiąc - na tym, że "Niemcy zapłacą". W ostatnich miesiącach pomysły są dwa: bezpośrednia interwencja Europejskiego Banku Centralnego na rynkach oraz emisja euroobligacji. Szczególnie odkąd we Francji nastąpiła zmiana warty w Pałacu Elizejskim, te pomysły przybrały na sile. Co by bowiem nie mówić złego o Sarkozy'm, był to jednak polityk stawiający na reformy strukturalne, polityk przeciwny filozofii wiecznego życia kredyt. Tego nie da się powiedzieć o jego następcy, który zapowiedział wiele nowych wydatków u siebie w kraju, a na arenie unijnej uczynił się adwokatem poluzowania rygorów finansowych. François Hollande nie mówi tego głośno, ale to jest polityka pod szyldem "Niemcy zapłacą". Niemcy jako państwo może by i zapłaciły, gdyby nie to, że Niemcy jako obywatele tego państwa już dłużej nie chcą płacić. Problem jest bowiem taki, że trzeba byłoby zapłacić dwa razy: najpierw transferując pieniądze do Hiszpanii czy Grecji, a potem ponosząc koszty gorszej reputacji niemieckiej gospodarki na rynkach. Jeśli EBC zacznie kupować obligacje hiszpańskie, to będzie oczywiście ulga dla Hiszpanii, ale trzeba będzie dokapitalizować zasoby EBC, bo inaczej zabraknie pieniędzy na dość prawdopodobne ratowanie Włoch, albo także prawdopodobny kolejny plan pomocowy dla Grecji. A jeśli trzeba będzie napełnić kasę EBC, siłą rzeczy obciąży to najbardziej Niemcy. W końcu, jeśli spowoduje to wzrost inflacji w Europie, zapłacą wszyscy. Gdyby zwyciężył drugi pomysł - euroobligacje - oprocentowanie obligacji hiszpańskich (ostatnio dla papierów 10-letnich: 7,5 proc.) spadnie, ale oprocentowanie obligacji niemieckich (ostatnio dla papierów 10-letnich: 1,15 proc.) wzrośnie. Tym razem Niemcy zapłacą bezpośrednio. Jakie jest wyjście? Utrzymać rygory planów oszczędnościowych, wprowadzić w życie pakt budżetowy i modlić się, żeby Hiszpanie, Włosi, Grecy i inni wytrzymali najbliższych kilka chudych lat. Politycznie ryzykowne, ale rozwiązania mniej ryzykowne polityczne pogrążą strefę euro (a pośrednio całą Unię) na wiele lat. Roman Graczyk