Wprawdzie rządząca większość w nowej ustawie wycofuje się z kilku niefortunnych (i niekonstytucyjnych) rozwiązań, ale wprowadza inne, nie mniej niekonstytucyjne. Wycofano się z zasady, że do wydania orzeczenia TK potrzebna jest większość 2/3 (w nowej ustawie wymagana jest większość zwykła). Ograniczono zasadę badania przez TK spraw w kolejności napływania wniosków (wprowadzając szereg wyjątków). Zmniejszono liczebność pełnego składu TK z 13 do 11 sędziów. Wszystko to są zmiany idące w dobrym kierunku. Ale za to ustawa wprowadza inne przepisy paraliżujące pracę Trybunału. Ustawa każe dopuścić do orzekania trzech sędziów wybranych 2 grudnia 2015. Prezydent przyjął od nich ślubowanie nie zważając na to, że ich wybór był bezprawny (Sejm uznał wtedy za niebyły prawidłowy wybór trzech sędziów dokonany jeszcze za poprzedniej kadencji - 8 października 2015 - a prezydent trzymał się tej ewidentnie fałszywej interpretacji). Ustawa milczy natomiast w sprawie trzech prawidłowo wybranych sędziów. Inaczej mówiąc, legalizuje bezprawie. Jednak najważniejsze są dwa inne przepisy nowej ustawy, oba dotyczą trybu pracy Trybunału. Wprowadza coś na kształt mniejszości blokującej (4 na 11 sędziów pełnego składu orzekającego), mającej prawo skutecznie zażądać odroczenia na 3 miesiące rozpatrzenia sprawy, którą uzna ona za mającą "szczególnie doniosły charakter ustrojowy lub związany z porządkiem publicznym". To odroczenie może być następnie przedłużone na kolejne 3 miesiące. To znaczy, że 4 sędziów będzie mogło przez pół roku odwlekać rozpoznanie sprawy. Jakichś 4 abstrakcyjnych sędziów w jakiejś abstrakcyjnej sprawie. Ale biorąc rzecz politycznie: 4 sędziów przychylnych PiS w sprawie, którą PiS będzie chciało odwlec. Po obecnej nowelizacji (artykuł dopuszczający do orzekania 3 bezprawnie wybranych sędziów 2 grudnia 2015) PiS już ma 4 "swoich" sędziów. Słowo to biorę w cudzysłów, bo choć są to sędziowie wybrani przez PiS, to żadnych gwarancji dyspozycyjności z ich strony być przecież nie może. W każdym razie PiS liczy tu z pewnością na ich przychylność. Zapewne nie bez związku z takim oczekiwaniem jest zapowiedź ustawowego pozbawienia sędziów TK tzw. stanu spoczynku (prawa do pobierania 75 proc. uposażenia po zakończeniu pracy w TK). Czy się to uda, nie wiem. Ale nikt rozumny nie powinien mieć wątpliwości, jaki jest ustrojowy sens tych przepisów (w powiązaniu z odebraniem stanu spoczynku): chodzi o wytworzenie mechanizmów podległości. Czyli o jaskrawe zaprzeczenia zasad niezawisłości władzy sądowniczej, co w przypadku TK ma szczególnie wielką wagę. Wreszcie, ma nastąpić zawieszenie z urzędu spraw nie rozstrzygniętych przed wejściem w życie nowej ustawy. Wiadomo, że szereg ustaw uchwalonych przez większość PiS-owską jest obecnie zaskarżonych do Trybunału (np. ustawa o obrocie ziemią, tzw. ustawa inwigilacyjna, tzw. ustawa antyterrorystyczna, nowelizacja KPK, nowelizacja ustawy o prokuraturze). Bez cienia wątpliwości chodzi o to, żeby te postępowania zakończyć bez konkluzji. Wtedy wnioskodawcy musieliby rozpocząć nową procedurę skargi na niekonstytucyjność. Jest to pewien mozół, może nie wszystkim się będzie chciało, a nawet jeśli by się chciało, sprawy się odwleką. Może do czasu, aż PiS będzie miało w Trybunale większość. To wszystko wygląda dość nieprawdopodobnie z punktu widzenia państwa prawa. Gdyby to się działo rok temu, uznawalibyśmy to za jakieś rojenia zupełnie niedorzeczne. Ale 9 miesięcy rządów Prawa i Sprawiedliwości sprawiły, że nas to tak specjalnie nie dziwi. I nawet jakby mniej oburza, że wczoraj prezes Kaczyński zapowiedział, iż dzisiejszy wyrok nie zostanie opublikowany. Podobno do wszystkiego można się przyzwyczaić. Roman Graczyk