Napisałem "polska delegacja", bo tak formalnie było, chociaż w przeddzień szczytu wszystkie wróble na dachu ćwierkały, że w tej sprawie między polskim rządem, a polskim prezydentem istnieje przepaść. Rząd popierał kandydaturę Wałęsy, zaś prezydent był jej kategorycznie przeciwny, czemu dał wyraz, mówiąc ponoć (bo wiadomość pochodzi, jak to w Polsce, z przecieków), że będzie dla Polski kompromitacją, jeśli jej reprezentantem zostanie "absolwent zawodówki w Lipnie". Na tle tej różnicy zdań część mediów, na czele z niezawodną w takich razach "Gazetą Wyborczą", podniosła lament, że stanowisko prezydenta (a szczególnie jego słowa o "absolwencie zawodówki") powoduje poważny uszczerbek dla interesów Polski w Europie. Przywoływano wyświechtany już - od czasu "sprawy Bolka" - argument, że skoro my w Polsce nie szanujemy naszych narodowych autorytetów, to za granicą nie będą szanować nas Polaków. W tej sprawie przyznaję rację Lechowi Kaczyńskiemu. Lech Wałęsa po prostu nie będzie potrafił wykorzystać szansy, jaką daje członkostwo w tym doborowym towarzystwie. A nie będzie potrafił, bo - powiedzmy to zupełnie otwarcie - jest nie tylko kiepsko wykształcony, ale także mało otrzaskany w świecie. To mogłoby nawet dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że Wałęsa zjeździł pół świata, poznał parę tuzinów prezydentów, premierów, noblistów i kogo tam jeszcze. Mogłoby dziwić, gdybyśmy nie znali osobliwej sylwetki psychicznej Wałęsy. Historyczny przywódca "Solidarności" już tak jakoś ma, że nawet, gdy nie wie nic o jakimś problemie, to w zaparte twierdzi, że jest przeciwnie, że ma w zanadrzu "kilka scenariuszy" etc. Czyż trzeba przypominać jego ekstrawagancką koncepcję "NATO bis", gdy był prezydentem? Wałęsa ma wielkie zasługi, jest postacią historyczną. Ale jest też ignorantem. Nazywano go Wielkim Elektrykiem, można by, z pewną dozą sympatii, nazwać go Wielkim Ignorantem. Ale takim specjalnym typem ignoranta, który uważa się za geniusza w każdej niemal sprawie. Dla nominacji polskiego przedstawiciela do "grupy refleksji" nie ma żadnego znaczenia problem jego agenturalnych związków z SB. Było, minęło, dziś - ujawnione - nie odgrywa roli potencjalna możliwość szantażu. Natomiast kompetencja - czy też jej brak - w zakresie problemów Unii Europejskiej ma tu istotne znaczenie. Rząd się uparł, by nie ustąpić prezydentowi. Niby wygrał. A czy wygrał naprawdę?