Część z nich ma wymiar strategiczny i podnoszono je, odkąd tylko amerykańsko-polska (w takiej kolejności, nie odwrotnie) inicjatywa została ogłoszona. Otóż, Polska, podejmując się takiej roli, przyczynia się do dzielenia swoich sojuszników na tle ich stosunku do Iranu. Unia Europejska i jej francusko-niemiecki rdzeń traktowały serio porozumienie z Iranem dotyczące jego programu atomowego. USA z tego porozumienia wystąpiły. Polska, organizując warszawskie spotkanie o Bliskim Wschodzie bez Iranu, wpisuje się w linię amerykańską - choćbyśmy solennie temu zaprzeczali. W ten sposób odtwarza się też podział w Europie, powstały w 2003 r. w związku z amerykańską ekspedycją przeciw Irakowi - podział na "starych" i "nowych" Europejczyków. Odnawianie tego podziału nie służy naszym interesom, których przeważająca część wiąże się z Unią i jej państwami członkowskimi. Oprócz kwestii strategicznych jest jeszcze wymiar symboliczny, naturalnie, na drugim planie, ale jakoś istotny. Gdyby brać na serio niezliczone deklaracje tego rządu o odzyskiwaniu godności Polski w jej relacjach międzynarodowych, ten wymiar powinien być dla rządu nawet bardzo istotny. A jest? Oto Mike Pompeo, amerykański sekretarz stanu, ogłasza na początku stycznia, że w Warszawie odbędzie się rzeczona impreza. Dlaczego nie ogłosił tego nasz minister spraw zagranicznych? Oto ten sam Mike Pompeo podaje, już w Warszawie, jako przykład "niezłomności polskiego ducha" postać Franciszka Blaichmana - po wojnie funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa. Oto dziennikarka NBC, Andrea Mitchell, w korespondencji z Warszawy, powiada, że powstańcy żydowscy w getcie w 1943 r. walczyli "przeciwko polskiemu i nazistowskiemu reżimowi". Tu przynajmniej szybko zareagowała polska ambasada w USA. Oto Benjamin Netanjahu, premier Izraela i jeden z głównych beneficjentów warszawskiej konferencji, pisze na Twitterze, że warszawskie spotkanie skupi państwa zainteresowane wojną z Iranem. Potem tweet zostaje wycofany, a władze izraelskie tłumaczą, że to błąd w tłumaczeniu, bo chodziło zaledwie o wspólne interesy w zwalczaniu Iranu. No i jak ma polska dyplomacja, wobec irańskich pretensji do nas, dalej stać na stanowisku, że konferencja nie jest wymierzona w Iran? Wszystko to jest dość kosztowne. Może warto tyle płacić. Ale zawsze warto mieć świadomość ceny dobra, które się zdobywa. Tu chodzi o obecność wojsk amerykańskich w Polsce. Zatem o rzecz dla nas niezmiernie ważną. Ale nawet godząc się na koszta nieuniknione, warto zawsze zadbać o wyeliminowanie kosztów zbędnych. A w tym wypadku tak się nie stało.