Prezydent Komorowski i wicepremier Piechociński mówili wczoraj po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego coś, co da się streścić jako wyciszanie afery. Ale opozycja nie ma żadnego powodu, żeby tego wezwania posłuchać. Oczywiście, w swoim politycznym interesie, ale nie tylko. Sprawa jest na tyle bulwersująca, że jej nagłośnienie leży także w interesie demokracji i w ogóle - w interesie Polski. Nie może być tak, że to, co ważny polityk ościennego państwa mówi w cztery oczy polskiemu premierowi, zostaje ujawnione. Wiemy, że Putin powiedział rzecz skandaliczną, ale powiedział ją poufnie. Zamiast milczeć, Tusk powinien był ją odrzucić, a potem wykorzystać ją w innych poufnych rozmowach dyplomatycznych. Ale niezależnie od tego, jak się zachował rozmówca Putina, minister spraw zagranicznych tego rozmówcy nie może łamać podstawowych reguł dyplomacji. Fakt, że obecny marszałek Sejmu ujawnia treść tej wypowiedzi, stawia polską dyplomację w położeniu beznadziejnym: Polakom (polskim dyplomatom) nie należy nigdy nic mówić poufnie, bo oni nie rozumieją kategorii "poufne". I wcale nie chodzi o to, że przestanie nam ufać Rosja. Ostatecznie to, co Putin miał powiedzieć Tuskowi, potwierdziło się potem licznymi faktami jego imperialnej polityki wobec sąsiadów i potwierdza się w dalszym ciągu. Chodzi o to, że przestaną nas poważnie traktować nasi partnerzy z innych kierunków, także ci z Unii Europejskiej. Martwiliśmy się ostatnio, że nas nie dopuszczają do rozmów o przyszłości Ukrainy... Teraz nie będą nas tam dopuszczać tym bardziej, bo nie jesteśmy partnerem obliczalnym. I nie może być tak, że wysoki funkcjonariusz państwa najpierw mówi coś bulwersującego, a potem się wycofuje z tego, co powiedział, bo się przestraszył konsekwencji. Reakcja polskiej i światowej opinii publicznej na dementi Sikorskiego jasno pokazuje, że nikt w to dementi nie wierzy, a wszyscy wierzą w rzetelność dziennikarza, który zrobił z Sikorskim rozmowę dla portalu Politico. Trzeba było wcześniej zastanowić się trzy razy, czy to mówić. A jak się już powiedziało, to trzeba jakoś zjeść tę żabę. To wszystko i parę innych rzeczy może zostać publicznie nazwane po imieniu i przedyskutowane (zgoda, że w politycznej walce, ale dobre i to), powiedziane podczas debaty sejmowej nad wnioskiem o odwołanie marszałka Sikorskiego. Że nie zostanie on odwołany, bo taka jest arytmetyka - to jedno, a to, że taka debata jest nam wszystkim potrzebna - to drugie. I ważniejsze. Roman Graczyk