Co do pierwszego, zatem, wydaje się, że Pani Ambasador wybrała takie formy komunikowania swoich poglądów, bo w jej ocenie wobec polskiego rządu można sobie na takie formy pozwolić. Nie można byłoby tak postąpić wobec rządu dowolnego państwa o ugruntowanej demokracji, ani też wobec rządu państwa, które może przez swoją siłę lub nieobliczalność sprawić Ameryce kłopot, ale można wobec Polski. A dlaczego? Ano dlatego, że rząd polski od trzech lat nie ustaje w podkreślaniu swojego - w istocie - wasalnego stosunku do USA, a także nie ustaje w osłabianiu swojej międzynarodowej pozycji, konfliktując się z partnerami z Europy Zachodniej i z samą Unią Europejską, a tym samym wydając się na łaskę i niełaskę swojego potężnego protektora zza Atlantyku. Ostatnio rząd cokolwiek poprawił stosunki z Unią, co mu się chwali, ale i tak siedzimy ciągle w oślej ławce. Dużo jeszcze w Polsce musiałoby się zmienić, żeby partnerzy z Europy Zachodniej i z Unii zaczęli znowu traktować nas poważnie. Wasalny stosunek do USA polska prawica PiS-owskiego chowu ma we krwi. Ale on się jeszcze wzmógł w związku z wyborem Donalda Trumpa. I tu już dochodzimy do nieprofesjonalnego pojmowania polityki zagranicznej. PiS jakby słabo jarzy, że stosunek Polski do innych państw ma pewne priorytety przewyższające sympatię czy antypatię obozu rządzącego w Polsce do obozu rządzącego w innych państwach. Zachwytom nad wyborem Trumpa na naszej prawicy nie było końca. Tymczasem wydawało się już wtedy oczywiste, że globalna polityka nowego prezydenta będzie miała konsekwencje kłopotliwe nie tylko dla Europy, ale i dla Polski (nb. to też pokazywało pułapki PiS-owskiego myślenia o Polsce i Europie). Niestety, nad trzeźwą oceną naszych szans i zagrożeń brała góra sympatia do polityka, który złoił skórę Hilary Clinton - a to w jej osobie skupiła się niechęć PiS-owskiego rozumu politycznego do Ameryki elitarnej, nowojorskiej, zbyt europejskiej. Można nie zgadzać się z Hilary Clinton, a zgadzać się z Donaldem Trumpem (to nie jest moja pozycja, ale rozumiem), jednak gdy się z tego splotu antypatii i sympatii wywodzi stosunek do USA jako państwa, to coś jest nie po kolei. No i polski rząd, kierujący się takim dziecinnym proamerykanizmem, nadział się na brutalną niespodziankę w postaci listu Pani Ambasador do Pana Premiera. Stąd szok i niedowierzanie polityków rządzącego obozu. A przecież sami się o coś takiego prosili. Co do drugiej strony medalu, nie trzeba być bardzo wytrawnym obserwatorem polskiej polityki, żeby widzieć, jak obóz rządzący i - co gorsza - aparat państwa zareagowały na wiadomość portalu wpolityce.pl, że jeden z oskarżonych neonazistów obwinił TVN o zainspirowanie owych niesławnej pamięci urodzin Adolfa Hitlera wiosną 2077 r. w lesie pod Wodzisławiem Śląskim, zarejestrowanych w reportażu "Polscy neonaziści". Skąd Pan Minister Brudziński wie, jak to było z tymi urodzinami, że pozwala sobie na twitterze wygłaszać sądy potępiające TVN? Że nie wspomnę o mediach prorządowych, w tym "narodowych". Widać, że prokuratura jest w kłopocie, ale widać też, jakie jest polityczne zapotrzebowanie rządu na "słuszne" śledztwo i oskarżenie dziennikarzy. Niestety, doszliśmy do tego, że nie możemy ze spokojem mówić: poczekajmy na wyniki śledztwa. Już nie możemy, bo znamy wiele przykładów "słusznych" decyzji prokuratury (kierowanej, jakby przez przypadek, przez Pana Ministra Ziobrę), raz o ściganiu, innym razem o umorzeniu, ale zawsze tak, żeby władza była zadowolona. Nie trzeba też być wytrawnym obserwatorem mediów, żeby widzieć, że PiS-owska dusza cierpi z powodu istnienia takich gazet/stacji telewizyjnych/stacji radiowych, które nie poddają się "słusznej" narracji. Rzeczona dusza postrzega to jako krecią robotę. No bo jakże to wygląda? Telewizja Kurskiego kreuje pewien obraz rzeczywistości, a tu ciągle trwają media, które powiadają, że jest zgoła inaczej. Tak być nie może, czuje PiS-owska dusza i stąd pomysły na zduszenie tych ośrodków "niesłusznego" opisu świata przy pomocy ustaw, które można nazwać na przykład repolonizacyjnymi, bo to zawsze się w Polsce dobrze kojarzy, nie będzie Niemiec dzieci nam germanił (a Amerykanin - amerykanił). No więc, sprawy mają się tak, że chociaż Pani Ambasador zachowała się, jakby reprezentowała USA w jakimś bantustanie, to w istocie rzeczy jej protest jest z korzyścią dla wolności słowa Polsce. Bo ta wolność jest zagrożona, kto tego nie widzi, jest zaczadzony narracją rządzącego obozu o obcych wpływach w polskich (według tej narracji, zaledwie "polskojęzycznych") mediach. Co prawda, logika ideologicznego konfliktu sprawia, że nie-PiS-owskie media czują się i zachowują jak na wojnie - ale to, jednak, sprawa pomniejsza. Zauważmy, co zostaje z zapowiedzi obozu rządzącego, który zapewniał o odzyskiwaniu przez Polskę podmiotowości. Słynne to "wstawanie z kolan" bilansuje się jak na razie tak, że mamy dwa mało dyplomatyczne tupnięcia nogą (na początku roku Pani Ambasador Izraela, teraz Pani Ambasador USA), wobec których polski rząd nie chce i nie może powiedzieć, że pójdzie swoim kursem. No i po co było aż tak się sadzić?