Trynkiewicz pokazuje beznamiętnie, jak zabijał swoje ofiary tak, jak gdyby opowiadał, jak robił zakupy albo jak przyrządzał sobie jajecznicę. Groza tego opisu bierze się też stąd, że Trynkiewicz nie robi w ogóle wrażenia prymitywa, a jego sposób wysławiania się jest inteligencki. I to jest jakieś memento: diabelski rys może siedzieć w każdym! Kłania się tu chrześcijańska doktryna o grzechu pierworodnym, czyli o skłonności do zła, która jest w każdym człowieku. Ojciec zabitego chłopca mówi, co by zrobił Trynkiewiczowi (w jaki sposób by go zabił), gdyby go spotkał na swojej drodze. Mówi to dzisiaj, z górą ćwierć wieku po tamtej zbrodni. Trudno wyobrazić sobie ogrom cierpień tego człowieka, dlatego - sądzę - nie należy zanadto spieszyć się z moralizującym potępieniem jego nienawiści i jego chęci zemsty. Lepiej zapytać: co ja bym zrobił na jego miejscu? Tego przeważnie, na szczęście, nie wiemy, bo przeważnie nas taka tragedia nie spotyka. Ale całkiem na zimno godzi się też powiedzieć, że ten człowiek jest dodatkową ofiarą Trynkiewicza: tamta zbrodnia zatruła go nienawiścią. Na długo, jeśli nie na zawsze. Jeśli jest sprawiedliwość na tym świecie, to Trynkiewicz powinien odpowiedzieć także za to. Rozmiar i charakter zła wcielonego w Mariusza Trynkiewicza są zimnym prysznicem na naszych rozgrzanych zwykle polityków. Tym razem kłócą się tak, że to przypomina dyskusję, a nie pyskówkę. Oczywiście opozycja ma rację, gdy zarzuca Platformie, że przystąpiła do pracy nad odpowiednią ustawą znacznie za późno. Oczywiście Platforma ma rację, gdy zarzuca PiS-owi, że nie zainicjowało tych prac w latach 2005-2007. A wszyscy mają rację przypominając, że najbardziej zawinił Sejm w 1989 r., uchwalając amnestię w takim kształcie, że zniesiono karę śmierci, nie zastępując jej, w przypadku najbardziej ohydnych zbrodni, automatycznie karą dożywotniego więzienia. Teraz trzeba szukać na chybcika jakichś rozwiązań szytych na miarę Trynkiewicza i jemu podobnych, zamiast budowania ogólnie obowiązujących norm prawnych. Obiekcja, że prawo nie działa wstecz, a odosobnienie Trynkiewicza w zamkniętym i strzeżonym ośrodku terapeutycznym jest ukrytą formą zasądzenia mu wstecznie dożywocia, jest zasadna. Ale równie zasadne jest pytanie, czy w imię słusznej reguły lex retro non agit powinniśmy zgadzać się a priori, że jakiś kolejny chłopiec zostanie zamordowany? Bo to, że Trynkiewcz znowu zamorduje, jest - powiadają psychologowie - prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością. Mamy więc legislacyjną kwadraturę koła. Gdyby mnie pytali, podpowiedziałbym sędziom Trybunału Konstytucyjnego, że życie jakiegoś kolejnego chłopca jest więcej warte niż wszystkie reguły prawa rzymskiego razem wzięte. Trudno, popełniono piramidalny błąd, dziś trzeba go naprawić, nawet idąc na skróty. Roman Graczyk