Pani Pek była przez wiele lat fotomodelką, ale sama woli się przedstawiać w roli politologa i społecznika. Od lat kręciła się wokół rozmaitych prawicowych inicjatyw, np. przed dwoma laty orbitowała wokół Andrzeja Dudy - wówczas kandydata na prezydenta, pani Pek znalazła się nawet w kampanijnym autobusie kandydata Dudy. Bohater obecnego zgiełku, poseł Pięta, miał ją poznać na rocznicy katastrofy smoleńskiej. "Fakt" pisze, że poseł miał młodej kobiecie obiecać pracę w spółce Skarbu Państwa, ale nie dotrzymał obietnicy. Lewicowy portal natemat.pl twierdzi, że w romansie tym nie należy się doszukiwać drugiego dna, żadnego anty-PiS-owskiego spisku. Chyba nie ma racji. Obsesja spiskowa jest defektem myślenia o polityce, ale dogmat głoszący, że żadne spiski się nie zdarzają, jest też defektem. Do wniosku, że może tu być coś na rzeczy, skłania mnie opis starań p. Pek dostania się do wpolityce i "WSieci". Namolność młodej osoby w tych staraniach daje do myślenia i prowadzi do skojarzeń z działalnością niesławnej pamięci Anastazji Potockiej. Niezależnie jednak od tego, czy pani Pek działała z własnych pobudek, czy też była inspirowana przez przeciwników politycznych PiS-u, lekcje z tej afery pozostają takie same. I nie chodzi mi o dobrostan PiS-u, lecz o dobrostan Polski - jak by to patetycznie nie brzmiało. Dla posła Pięty mleko się już rozlało. Ale dla wielu innych osób publicznych jeszcze nie i lepiej być mądrym przed szkodą: uważać na dwuznaczne relacje, ponieważ one mogą być narzędziem szantażu. Trzeba wiedzieć, że poseł Pięta jest członkiem dwóch ważnych komisji sejmowych: nadzwyczajnej komisji do zbadania afery Amber Gold i komisji do spraw służb specjalnych. W obu ma dostęp do ważnych informacji, a w tej drugiej także do informacji tajnych. Jest więc z definicji obiektem zainteresowania obcych służb i jako taki musi się, po prostu, dobrze prowadzić. Bo jak się prowadzi źle, to się automatycznie, wystawia na szantaż. A dobrem, które w wyniku szantażu ewentualnie mogłoby ucierpieć, są ważne interesy gospodarcze i ważne interesy bezpieczeństwa Polski. W tym wypadku sprawa została ujawniona - i bardzo dobrze. Ucierpiał poseł Pięta, ale skończyły się możliwości szantażowania go. Być może to tajne służby były sprawcą przecieku do tabloidu - i też dobrze. W takich wypadkach trzeba przede wszystkim rozbroić bombę. Spodziewam się, że teraz Pan Poseł zostanie wykluczony z obu wymienionych komisji - nie dlatego, że naraża bezpieczeństwo państwa, bo już nie naraża, ale jako przestroga dla innych polityków. Gdyby się tak nie stało, byłby to niezrozumiały sygnał ze strony kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości.