21 lat temu we Francji wydarzyła się pewna - pouczająca w kontekście sprawy Kownackiego - historia. 29 czerwca 1988 znany lekarz, prof. Leon Schwartzenberg, został mianowany ministrem zdrowia w rządzie Michela Rocarda. 7 lipca w publicznej wypowiedzi wyłożył swój prywatny pogląd na problem walki z narkomanią i diagnozowania AIDS (wtedy leczenie AIDS było jeszcze w powijakach, a więc jego waga polityczna była większa niż dziś). Profesor powiedział, co na ten temat prywatnie sądzi, rano, a wieczorem już nie był ministrem. Wprawdzie złożył sam dymisję, ale było dla wszystkich jasne, że tego od niego oczekiwał premier. Nie miało tu żadnego znaczenia to, że Schwartzenberg był ministrem dopiero od tygodnia - nie mówiono, że trzeba mu dać szansę, bo się dopiero uczy, jak być ministrem. Nie mówiono też, że szkoda pozbywać się z rządu tak wielkiego medycznego autorytetu. Nie, bo było dość oczywiste dla opinii publicznej, że rząd służy do rządzenia, nie zaś do wypowiadania prywatnych opinii ministrów. I że koherencja polityczna rządu, to jest wartość, której trzeba bronić. Premier Rocard nie mógł postąpić inaczej, jak tylko wymusić dymisję na swoim ministrze i było to - jak pamiętam - przyjęte z ogólnym zrozumieniem. I to jest modelowe zachowanie szefa wobec podwładnego w każdej publicznej instytucji. Nie ma czegoś takiego jak prywatne poglądy urzędnika wypowiadane publicznie. Prywatne poglądy urzędnik wypowiada tylko i wyłącznie w otoczeniu nieurzędowym. Nieurzędowe otoczenie jest oczywiście u cioci na imieninach, a w ostateczności w jakichś politycznych kuluarach: na bankiecie czy w samolocie w drodze na oficjalną wizytę. Nie ma - w szczególności - ogłaszania prywatnych poglądów w mediach. Piotr Kownacki w długim wywiadzie dla "Dziennika" oddawał się co chwila krytyce swojego pracodawcy, to więc nie był lapsus - to było działanie z premedytacją. I nie ma w tym wypadku znaczenia, czy i w jakim stopniu, krytyka stosunków panujących w Pałacu Prezydenckim i zachowania samego prezydenta Kaczyńskiego była uzasadniona. To są problemy, którymi mogą i powinni zajmować się komentatorzy polityczni, w żadnym razie szef Kancelarii Prezydenta. Natychmiastowe odwołanie Kownackiego byłoby sygnałem, że prezydent poważnie traktuje swój urząd. I byłoby to w interesie wszystkich, bo budowałoby wysoką kulturę polityczną Polaków. Każde inne działanie jest już gorsze. Nie piszę tego jako fan prezydenta Kaczyńskiego, bo nim nie jestem, ale jako fan Państwa Polskiego. Państwa, któremu rozpaczliwie i coraz bardziej brakuje powagi. Kuriozalny wywiad Kownackiego i - jak na razie - rozmyta reakcja prezydenta jeszcze bardziej powiększają ów deficyt.