Oczywiście zakładam, że profesorowi Bartosiowi nie chodzi tu o "społeczeństwo"/ "naród" w rozumieniu "jedności ideowo-moralnej" towarzysza Gierka, że dopuszcza on, iż gdzieś na marginesach "społeczeństwa"/"narodu" kryją się środowiska bardziej wobec Kościoła wyrozumiałe. Ale generalnie w tej wizji ogromna większość Polaków mówi Kościołowi swoje stanowcze "nie". Bo oto czytamy, że "biskupi prowokują społeczeństwo, a społeczeństwo coraz bardziej stanowczo" reaguje na słowa biskupów i parę podobnych temu stwierdzeń. Bartoś zatem uważa, że Kościół doszedł w Polsce do stanu wyobcowania ze społeczeństwa, podobnie jak można było kiedyś mówić o wyobcowaniu komunistów ze społeczeństwa polskiego. Wielu powie, że to obraźliwe. Ja się tak łatwo nie obrażam. Uważam jednak, że to nieprawdziwe. Czym innym jest stanowisko pp. Nowickiej, Biedronia, Grodzkiej, Szczuki, Środy, Wojewódzkiego, Peszek (Marii), Sipowicza et cons., w znacznym stopniu podzielane przez prof. Bartosia, czym innym zaś jakieś uśrednione stanowisko ogółu Polaków. Pewnie, że ten ogół nie podąża ślepo za wezwaniami pp. Terlikowskiego, Górnego i Milcarka, ale nie da się też powiedzieć, że stoi murem za antykościelnymi ekstremistami. Gdyby tak było, nie miałoby sensu mówienie o ekstremistach i umiarkowanych. Nieprawdziwe jest też stawianie się Bartosia w pozycji obserwatora zatroskanego narastaniem konfliktu. "Jestem przeciwnikiem eskalacji konfrontacyjnego tonu - pisze Bartoś - bo niszczy ona wszelką możliwość dialogu (...)". Ale po tej deklaracji były dominikanin staje, jakby nigdy nic, po stronie antykatolickich ekstremistów, pisząc: "Pytanie jednak, kto zaczął, kto zaczepia naród, rozdrażnia spokojnych ludzi, którzy chcieliby in vitro, jednopłciowych małżeństw, prawa do decydowania o swoim życiu. (...) >>Odczepcie się od nas