Przeciwnicy tego projektu mają rację, gdy mówią, że proponując zaprowadzenie nowych reguł, milcząco akceptuje się złamanie starych. Z punktu widzenia kultury prawnej - czy też świadomości prawnej nas, wszystkich obywateli, których wiąże prawo - to jest klęska. Nie znajduję dobrej odpowiedzi na ten zarzut. Jednak projekt kukizowców ma tę zaletę, że odnosi się do mechanizmu wyboru sędziów Trybunału, który w ostatecznym rachunku legł u podstaw tego kryzysu. Zwolennicy PiS-u powiadają, że działania legislacyjne tej partii po zdobyciu władzy w zakresie Trybunału wynikały z wcześniejszego pogwałcenia prawa przez Platformę. To prawda, że Platforma zrobiła wcześniej skok na Trybunał. I prawda, że PiS nie zadowoliło się naprawieniem tamtego nadużycia, lecz zrobiło swój skok, wspierany dodatkowo łamaniem prawa przez Prezydenta RP. Można jednak pytać nie o pokrętne działania polityków tej i tamtej strony sporu, tylko o mechanizm, który tę pokrętność umożliwił. Otóż Trybunał Konstytucyjny był tak pomyślany w 1997 r., by względna równowaga wpływów w nim była osiągana poprzez mechanizm zmieniających się większości parlamentarnych. Zgodnie z tym mechanizmem, przez pewien czas praktycznie wszystkie nominacje są dokonywane przez jedną większość parlamentarną, potem przez drugą - w domyśle - konkurencyjną. Jeśli po upływie każdej kadencji Sejmu następuje zmiana większości, mechanizm działa. I w Polsce ostatnich kilkunastu lat on działał, aż do czasu, gdy po raz pierwszy ta sama większość parlamentarna rządziła przez dwie kadencje. Tego twórcy Konstytucji nie przewidzieli, ale to się stało. I teraz: proponowana przez kukizowców reguła, że wybór sędziego Trybunału następuje nie, jak dotąd, bezwzględną większością głosów, ale większością kwalifikowaną 2/3, jest remedium na ten defekt. Pod rządem takiego przepisu bowiem nie będzie dłużej możliwe, by rządząca większość dokonywała tych nominacji wedle uważania, lecz konieczny będzie polityczny consensus. Lamenty niektórych komentatorów, że większości takiej może nie udać się uzyskać (niektórzy powiadają: PiS zechce uniemożliwić jej uzyskanie), a w konsekwencji nowy Trybunał w ogóle się nie ukonstytuuje (zaś stary, wedle tej nowelizacji, miałby być "wygaszony" 60 dni po wejściu w życie nowelizacji) nie brzmią poważnie. Od tego mamy rozum, żeby budując instytucje przewidzieć różne możliwe stany faktyczne (także zamiar obstrukcji powołania Trybunału) i wynaleźć jakieś mechanizmy zabezpieczające. Wnioskodawcy tego projektu powiadają, że takim mechanizmem mógłby być - wypadku braku większości 2/3 - np. wybór sędziów TK przez Krajową Radę Sądownictwa. Ten projekt zapewne przepadnie, bo nie znajdzie się w tym Sejmie większość konstytucyjna (znowu 2/3 głosów, jak w proponowanym przepisie nowelizacji), by go uchwalić. Nic to nie zmienia w wadliwości obowiązującego mechanizmu. Zapewne więc sprawa będzie musiała być rozwiązana na poziomie ustawowym. Ale tu nam grozi bardzo ostry konflikt, bo grudniowa ustawa o TK jest niewątpliwie niekonstytucyjna, co niewątpliwie orzeknie wkrótce Trybunał. Czy PiS uzna taki wyrok? Swoją drogą, dużo musiało się w Polsce stać, że my w ogóle serio stawiamy takie pytanie.