Nie będę oryginalny, gdy napiszę, że w pierwszym dwudziestoleciu Polakom udało się dokonać znacznie więcej, lepiej i trwalej niż w drugim. Kiedy na okoliczność drugiego dwudziestolecia, w roku 2009, snuto na ten temat porównania, większość znawców przedmiotu była zdania, że w tym porównaniu obecne pokolenie Polaków wychodzi bardzo blado. Mieli rację. Wtedy udało się ocalić niepodległość przed maszerującą na Zachód armią bolszewicką, scalić trzy różne systemy prawne, pokonać światowy kryzys gospodarczy, przeprowadzić reformę walutową, uchwalić znakomite kodyfikacje prawne (cywilną i karną). Udało się przede wszystkim wychować pokolenie Polaków silnie identyfikujących się ze swoim odzyskanym państwem - tak silnie, że potem, po klęsce wrześniowej, tysiącami angażowali się w działalność Państwa Podziemnego. Owszem, wielu rzeczy zrobić się nie udało (np. ułożyć poprawnych stosunków z mniejszościami narodowymi), ale tamto pokolenie Polaków było - mimo wszystko - dumne ze swojego państwa. Czy nasze pokolenie jest dumne ze współczesnej Polski? Z pewnością nie. Nie jesteśmy dumni z naszej Polski i generalnie mamy dobre powody, żeby nie być. Tym niemniej rocznica Konstytucji Marcowej pokazuje, że nie na każdym polu Polska Wałęsy, Mazowieckiego, Tuska i Kaczyńskiego jest gorsza od Polski Piłsudskiego, Dmowskiego, Witosa i Mościckiego. Bywa niekiedy lepsza. Warto przypomnieć tym, którzy każdą przeszłość widzą jako coś z definicji szlachetniejszego od teraźniejszości, że Konstytucja Marcowa to była porażka. Porażką była zresztą także, tyle że z symetrycznie innego powodu, Konstytucja Kwietniowa (1935), która niby miała naprawić błędy swojej poprzedniczki, a w efekcie zamiast uzdrowić kulejącą demokrację, potwierdziła tylko rządy autorytarne, zaprowadzone przez marszałka Piłsudskiego po zamachu majowym (1926). Marcowa była dziełem nieudanym, bo budowała rządy hurra-demokratyczne, takie które nie były w stanie rządzić. Powodem była ich notoryczna niestabilność, wynikająca wprost z niedojrzałych rozwiązań Konstytucji. Ale Kwietniowa brała naród za twarz, co jest czymś takim jak leczenie grypy cholerą. Mówiąc krótko, ani jedna, ani druga konstytucja przedwojenna nam się nie udała. Na tym tle nasza Konstytucja z 1997 r. przedstawia się zgoła nie najgorzej. Czy ma wady? Oczywiście, ale nie są to wady fundamentalne i przy zaistnieniu kiedyś jakiegoś elementarnego consensusu politycznego w Sejmie łatwo byłoby je usunąć, nie zmieniając samych fundamentów ustroju politycznego. Bo fundamenty są solidne. Nie ruszajmy ich - lepsze jest wrogiem dobrego. Roman Graczyk