"Fakty TVN" informując o napaści na - z kolei - dziennikarza Polsatu, przedstawiły materiał informacyjno-komentujący, taki, żeby prosty lud wiedział, co ma o tym myśleć. Podpierając się m. in. głosem Stefana Bratkowskiego zbudowano tezę, że dziennikarze nie są solidarni wobec takich aktów bandytyzmu. Zaś jej ukoronowaniem był mały, bardzo mały, fragment z felietonu Kłopotowskiego, z którego miałoby wynikać, że KK właściwie rozgrzesza kiboli. W "Gazecie Wyborczej" Wojciech Czuchnowski najpierw przywołuje serię fizycznych ataków na dziennikarzy z ostatnich miesięcy, po czym konstatuje: "Ale nie sama przemoc i nienawiść są najdotkliwsze. Gorszy jest brak znaczącego wsparcia ze strony polityków, autorytetów, czy nawet własnego środowiska" (Cel - media, "Gazeta Wyborcza", 23 listopada). Czuchnowski nie wspomina nazwiska Kłopotowskiego, ale jest oczywiste, wobec tenoru ostatnich dyskusji, że to także, czy nawet głównie, jego ma na myśli, pisząc o przyzwoleniu środowiska dziennikarskiego dla kiboli atakujących dziennikarzy. I tak, w prosty sposób, Krzysztof Kłopotowski stał się zwolennikiem bandziorów. A co naprawdę napisał? Napisał, że takie prymitywy nie potrafią przeprowadzić krytycznej analizy przekazu informacyjnego TVN/TVN24, wskazać na subtelne mechanizmy manipulacji, wiedzą tylko, że TVN/TVN24 kłamie, a wyrażają swoją o tym opinię w taki bandycki sposób. Powtórzę, gdyby ktoś nie zrozumiał, bo zgadzam się tu z Kłopotowskim: to, że TVN/TVN24 kłamie (patrz np. oświadczenie SDP: <a href="http://www.sdp.pl/oswiadczenie-sdp-w-sprawie-relacji-medialnych-11-listopada" target="_blank">Czytaj!</a>) jest rzeczą bezsporną, kibole słusznie to wyczuwają, tyle, że ich prymitywne mózgi wyciągają z tego tylko jeden wniosek: spalić TVN-owski samochód! Trzeba nam, dziennikarzom, ubolewać nad ich prymitywizmem. Trzeba państwu tępić ich wybryki rozpalonym żelazem. Ale trzeba też w końcu powiedzieć, że prawdziwy obraz rzeczywistości ma się do jego obrazu kreowanego w TVN/TVN 24 jak demokracja do "demokracji socjalistycznej". Albo jak czekolada do "wyrobu czekoladopodobnego". Oczywiście meandry PiS-owskiego myślenia w sprawie kiboli były rozpaczliwe. Mogło do nich dojść chyba tylko dlatego, że: 1) PiS jest partią wodzowską; 2) Wódz nigdy w życiu nie był sam z siebie na meczu (może tylko jako premier w towarzystwie ochroniarzy i w sektorze dla VIP-ów), więc mu się wydawało, że w tych troglodytach jest jakieś człowieczeństwo. Ostatnio Prezes, zdaje się, dojrzał do oceny, że oni są jednak od innej małpy, i chwała Bogu! No więc to był wielki błąd, nie ma co iść w zaparte. Jednak twierdzić jak Katarzyna Kolenda-Zaleska czy Wojciech Czuchnowski, że bez PiS-u problem kiboli byłby znacząco mniejszy, to w najlepszym razie bujać w obłokach. Myślę raczej, że nieszczęsna pozycja PiS-u w kwestii kibolskiej spadła im jak z nieba. Dzięki temu można nazwać faszystami, Bogu ducha winnych ludzi, spokojnie manifestujących pod biało-czerwonymi sztandarami 11 listopada, i tych, którzy - jak Kłopotowski - usiłują pokazać mechanizm medialnej manipulacji i ludycznej reakcji na nią. Jakie jest pierwsze przykazanie gorliwego antyfaszysty? Mnoży faktycznych faszystów, a dzięki temu uzasadnia swoją przydatność w obronie wolności i demokracji. Roman Graczyk