Domosławski jest dziennikarzem nietuzinkowym - i to nie tylko jako autor biografii Kapuścińskiego. Cenię jego wkład w rozbijanie schematów myślowych, dotyczących podziału świata na dwa bloki polityczne w powojennym półwieczu, znacznie wcześniejszy niż "Kapuścinski. Non-fiction". Im dalej od tamtych wydarzeń, tym trudniej przychodzi rozumieć skomplikowanie tamtego świata. Nie jest przecież w ogóle tak, że wróg naszego wroga jest automatycznie i bez reszty naszym przyjacielem. Nie jest tak, tym bardziej, w polityce. I nie było tak bez reszty i automatycznie w czasach, kiedy narody skolonizowane ogłaszały niepodległość, a Kapuściński opisywał te procesy z bliska i emocjonalnie towarzyszył tej emancypacji (zresztą, raczej pozornej). Prawdziwy świat jest zawsze bardziej skomplikowany niż schematy, którymi go opisujemy. Zatem nie odpowiadał prawdzie schemat USA (wroga naszego wroga) jako państwa, które tylko i wyłącznie niesie wolność światu. Kto tego nie rozumie, nie rozumie nie tylko ideowych uniesień i politycznych zaangażowań Kapuścińskiego tamtej doby, ale i rzeczywistych racji, jakie za nimi stały. Wielu zrozumiało to dzięki Domosławskiemu - chapeaux . Ale podobnie nie był prawdziwy schemat, w którym tkwił Kapuściński: schemat Związku Radzieckiego jako wyzwoliciela ludzkości z okowów imperializmu. Chociaż więc Kapuściński błądził, możemy założyć, że przynajmniej częściowo błądził w dobrej wierze. Domosławski to namacalnie pokazuje - chapeaux. Zatem ceniąc Domosławskiego, tym trudniej jest mi się pogodzić z jego nader niesprawiedliwą polemiką z Januszem Kurtyką. Prezes IPN powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" (16 marca), że z dokumentów Służby Bezpieczeństwa wynika, iż Kapuściński był "uznawany za wartościowego współpracownika", a "współpraca z wywiadem PRL była de facto współpracą z sowieckim imperium". Kurtyka powołał się na zapisy ewidencyjne potwierdzające długoletnią rejestrację Kapuścińskiego jako osobowego źródła informacji: najpierw w Departamencie I (wywiad), potem w Departamencie III (zwalczanie opozycji), potem znowu w Departamencie I i w końcu w Departamencie II (kontrwywiad). Ponieważ większość materiałów zniszczono, nie można wiele powiedzieć o tej współpracy. Ale fakt długoletniej rejestracji, i to przez różne piony SB, pozwala wyprowadzić taki wniosek, jaki z nich wyprowadził Kurtyka. W SB nie pracowali idioci, jeśli więc kogoś "prowadzono" tak długo, to raczej nie po to, żeby z nim rozmawiać o kuchni gwatemalskiej albo o polskim klimacie. Zatem słowa Domosławskiego o wypowiedzi Kurtyki brzmią w moich uszach fałszywie. Domosławski pisze, że Kurtyka przytoczył fakty zawarte w dokumentach dotyczących współpracy Kapuścińskiego "w politycznym celu - wtedy każdy kij jest dobry, żeby komuś przyłożyć. Choćby i zmarłemu".("Gazeta Wyborcza", 17 marca). Zasmucają mnie te słowa. Domosławski sprawia tu bowiem wrażenie faceta, który wypowiada jakąś magiczną formułkę na początku po to, by dalej pisać ciekawy tekst. Pamiętam jeszcze te czasy, kiedy dobrzy skądinąd naukowcy poprzedzali swoje interesujące skądinąd książki takimi właśnie formułkami. To mogły być apologie marksizmu i Związku Radzieckiego, a równie dobrze mogły to być anatemy rzucane na liberalizm i imperialistyczny Zachód. Mam wrażenie, że środowisko, w którym Domosławski tkwi, w jakiś sposób wymaga używania takich magicznych formułek. W jaki sposób to się odbywa, nie wiem. Ale z pewnością w tym środowisku do dobrego tonu należy poprzedzić wypowiedź na dowolny temat potępieniem IPN-u, a już szczególnie Kurtyki. Tymczasem, jeśli się dobrze przyjrzeć temu, co napisał Domosławski, i temu, co powiedział Kurtyka, nie ma między tymi ujęciami koniecznej sprzeczności. To, że (jak twierdzi Domosławski) Kapuściński jako ideowy komunista, a potem antyimperialista zapewne traktował współpracę z wywiadem PRL jako element obywatelskiej postawy, jest wielce prawdopodobne. Ale to, że długoletnia rejestracja Kapuścińskiego świadczy o tym, że SB traktowała go jako cennego współpracownika, jest obserwacją oczywistą. Tylko ludzie obdarzeni pewną ideologiczną ślepotą, nie widzą, że taki wniosek się narzuca. Tu więc tak naprawdę nie ma sporu i Domosławski nie miał dobrego powodu do polemiki. Owszem, dobre powody by się znalazły, ale gdzie indziej. Na pewno zaiskrzyłoby między Domosławskim a Kurtyką, być może z pożytkiem dla debaty publicznej, gdyby dyskutowali o roli komunizmu w zwycięstwie nad nazizmem i jej konsekwencjami. Czy i w jakim stopniu komunizm był ratunkiem przed nazizmem? Czy Polska w 1944/1945 r. bardziej została wyzwolona, czy bardziej popadła w nową niewolę? Taka dyskusja byłaby interesująca i rzuciłaby interesujące światło na postawę Kapuścińskiego. Tym razem jeszcze Domosławski nie skorzystał z szansy na taką dyskusję, kopiąc Kurtykę po kostkach. Ale niech żywi nie tracą nadziei... Roman Graczyk