Przekonuje mnie argument, że generał Jaruzelski, człowiek w podeszłym wieku, raczej nie jest znawcą dzisiejszej Rosji. Ma - owszem - doświadczenia z czasów ZSRR, ale to był jednak inny system. Rosja dzisiejsza nie jest wprawdzie demokracją, ale nie jest też ideologicznym imperium, jakim była w czasach komunistycznych, w których to czasach Jaruzelski był częstym rozmówcą rosyjskich polityków i wojskowych. Za to nie przekonują mnie inne argumenty. Zapewne Jaruzelski nie ma certyfikatu dostępu do materiałów tajnych, ale nie oznacza to od razu łamania tajemnic. Akurat na tym posiedzeniu RBN omawiano ogólny kierunek polityki polskiej w stosunku do Rosji, a do tego nie potrzeba tego rodzaju certyfikatu. To, że były szef WRON jest obecnie podsądnym, też nie ma moim zdaniem znaczenia. Jego prawa obywatelskie w tej chwili, dopokąd nie został skazany, nie są ograniczone. Nie przekonuje mnie również - i przede wszystkim - cały ten zestaw argumentów, który wiąże się z komunistyczną przeszłością Jaruzelskiego. Jak wiadomo formuła tego spotkania Rady Bezpieczeństwa Narodowego była taka, że prezydent zasięga opinii wszystkich polskich polityków, którzy od 1989 r. pełnili te dwie najwyższe funkcje: prezydenta i premiera. Jaruzelski niewątpliwie spełnia to kryterium: był prezydentem od lipca 1989 r. Czyli został nim już po wyborach czerwcowych, które przekreśliły monopol komunistów na rządzenie. Jaruzelski był prezydentem w czasie, gdy premierem był Tadeusz Mazowiecki - niewątpliwie pierwszy niekomunistyczny szef rządu po 1944 roku. Można się spierać o dokonania i, zwłaszcza, o niedokonania rządu Mazowieckiego, ale jego przełomowy, można rzec: założycielski charakter dla polskiej demokracji nie ulega wątpliwości. I właśnie stosunek Jaruzeslkiego do tamtego rządu jest decydujący w ocenie jego roli w okresie budowania podstaw demokracji. W moim przekonaniu bilans prezydentury Jaruzelskiego jest pod tym względem dodatni. Były komunistyczny minister obrony, były komunistyczny premier, były szef partii, a także były wojskowy dyktator w okresie załamania się władzy partii komunistycznej, akurat jako prezydent w latach 1989 - 1990 zachowywał się poprawnie. Generał nie przeszkadzał rządowi zmieniać Polski, likwidować komunistycznych instytucji. I na tym polega jego zasługa. W tym sensie Jaruzelski przynależy do historii III RP - rozumianej nie jako "zdrada w Magdalence", ale jako nowa Polska po prostu. Problem z Jaruzelskim polega na tym, że na jego wizerunku ciążą jego poprzednie role - a są to role komunistycznego aparatczyka i to takiego, który nie cofa się przed użyciem wojska dla pacyfikacji krnąbrnego narodu. Niewątpliwie generał Jaruzelski ma i takie, i takie oblicze. Ale przecież prezydent Komorowski nie zaprosił go jako byłego szefa Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego lecz jako byłego prezydenta, a więc - jak by nie było - swojego poprzednika. Czy to było w ogóle potrzebne pod względem merytorycznym? Chyba nie. Czy to się politycznie opłaci? Też chyba nie. Inaczej mówiąc, przyjęta formula tego posiedzenia RBN wydaje się niefortunna. Można było zrobić naradę o polityce wobec Rosji w formule ponadpartyjnej, zapraszając także np. byłego komunistę Stanisława Cioska, który ma tę zaletę, że zna się na współczesnej Rosji. Podobnie jak prof. Andrzeja Nowaka, antykomunistę, który też świetnie zna się na Rosji. To byłby klucz wedle kompetencji. Wybrano klucz wedle sprawowania najwyższych urzędów w III RP - niepotrzebnie. No ale jeśli się już na taki klucz zdecydowano, to nie można było powiedzieć: wszyscy byli premierzy i byli prezydenci, ale nie Jaruzelski, bo on ma krew na rękach. To by dopiero było niepoważne. Mówiąc brutalnie: Jaruzelski ma niebagatelny udział i w pacyfikacji Grudnia '70 i w stanie wojennym, ale w tym wypadku to nie ma znaczenia. Wiem, że w naszym pięknym kraju niełatwo jest przeprowadzić taką dystynkcję. Są ludzie, którym wszystko kojarzy się zawsze ze wszystkim i nic nie da się im wytłumaczyć. A ponieważ takich ludzi jest bardzo dużo, może większość, ta decyzja prezydenta będzie go sporo kosztować. W polityce jest tak, że niekiedy trzeba słono zapłacić, ale warto. Tu: nie warto.