Mówią: nie chcemy w takiej chwili siedzieć w fotelu i popijać kawę, bo to jakoś nie przystoi, chcemy być we wspólnocie. Rozumiem to dobrze - nieco ponad rok temu sam pojechałem na Błonia, by przeżywać pogrzeb prezydenta Kaczyńskiego właśnie we wspólnocie, a nie popijając samotnie kawę przed telewizorem. Polacy szykują się na ważne wydarzenie - bez dwóch zdań. Jedno mnie w tym razi: jakaś próba (może trochę podświadoma) przeżycia na nowo tego, co przeminęło. I już nie wróci. Oczywiście to, co napiszę poniżej, w niczym nie zmienia kwestii centralnej, tego że Kościół wynosi na ołtarze postać nietuzinkową. Karol Wojtyła, potem biskup, a w końcu papież był człowiekiem pod wielu względami wybitnym, taki został zapamiętany i w tym sensie będzie też nietuzinkowym błogosławionym, bo jego postać będzie się wyróżniać spośród ogromnej ilości innych, którym Kościół też udzielił tego statusu. Przeczytałem tekst Piotra Semki o znaczeniu tej beatyfikacji ("Jan Paweł II, skarb na wieki", Uważam Rze, 26 kwietnia) i nie zgadzam się z jego myślą przewodnią. Autor powiada, że dla kolejnych pokoleń Polaków Karol Wojtyła będzie atrakcyjnym wzorem: "młodzi szukający języka do wyrażania patriotyzmu i swojej wrażliwości na losy narodu sięgać będą po papieskie teksty" - pisze Semka. I dodaje, że "równie atrakcyjne jak papieska teologia narodu, winno być dla kolejnych polskich pokoleń wezwanie >>Nie lękajcie się