Jako liberał, Sadurski ma sympatię do stanowiska "pro-choice", stąd jego wywody na temat dyskryminującego (wobec kobiet) charakteru ograniczenia prawa do aborcji. Ale jako człowiek rozumiejący, że prawo musi być oparte na jakimś aksjologicznym wspólnym mianowniku, stawia on propozycję samoograniczenia stanowiska liberalnego. Sens jego propozycji jest taki: my, liberałowie, powinniśmy uznać, że na każdym etapie okresu płodowego mamy do czynienia z życiem, zaś oni, konserwatyści, powinni uznać, że prawna ochrona życia nie musi być jednakowo silna na każdym z tych etapów. Trzeba docenić tę propozycję, bo oznacza ona wolę dojścia do kompromisu. Mnie się to podoba, bo (nie podzielając poglądów "pro-choice") podobnie jak Autor tego tekstu staram się nie nadawać własnym opiniom rangi opinii jedynie słusznych. Owszem, uważam, że one są słuszne, inaczej przecież bym ich nie głosił, tym niemniej muszę wziąć pod uwagę, że są tacy Polacy, którzy mają inne poglądy. A skoro żyjemy w jednym państwie i podlegamy jednemu ustawodawstwu, przeto powinniśmy się starać, aby stanowione prawo w możliwie największym stopniu odpowiadało wszystkim. W praktyce może to tylko oznaczać, że zwolennicy "pro-choice" i zwolennicy "pro-life" ustąpią trochę ze swojego stanowiska. Ani jedni, ani drudzy nie mogą jednak ustąpić całkowicie, wtedy nie byłoby już kompromisu. Tak więc "Wyborcza", drukując tekst Sadurskiego, w jakiś sposób zapraszała do debaty. Na to zaproszenie odpowiedziała Kaja Godek, działaczka "pro-life", kobieta, która zaświadczyła, że swoje poglądy bierze serio rodząc dziecko, o którym wiedziała, że jest obarczone chorobą Downa. Otóż jej polemiki z Sadurskim "Wyborcza" nie tylko nie wydrukowała, ale nawet nie zdobyła się na jasną odmowę, lecz (jak wynika z relacji "Gościa Niedzielnego") zastosowała taktykę uników. Można zrozumieć, że "Wyborcza" miała z tym tekstem kłopot, bo jego Autorka stoi na stanowisku nieprzejednanym: nie zgadza się na jakiekolwiek wyjątki od zasady świętości życia od poczęcia. W tym sensie Kaja Godek nie odpowiada na zaproszenie Sadurskiego do dyskusji, bo nie godzi się na ustąpienie ze swojego stanowiska w celu wypracowania jakiejś kompromisowej płaszczyzny. Ale zrozumieć, nie znaczy automatycznie, uznać za słuszne. Nic mi do polityki redakcyjnej "Gazety Wyborczej" - zrobiła, jak chciała. Ale mogę powiedzieć co, moim zdaniem, byłoby lepsze dla dobra debaty publicznej. Otóż lepsze byłoby wydrukowanie tekstu Kaji Godek z komentarzem, że nie odpowiada on na wezwanie Sadurskiego do tego, by i jedni ("pro-choice"), i drudzy ("pro-life") samoograniczyli swoje stanowisko. Roman Graczyk