Równocześnie dziennikarka przedstawia zestaw poglądów korespondujących - jej zdaniem - z powyższymi stadionowo-ulicznymi hasłami: "Dwóch na trzech Polaków lęka się, że z powodu imigrantów wzrośnie przestępczość, że przywiozą do Polski terroryzm, że zabiorą nam pracę, że odmienią nam codzienne życie, wywrócą wierzenia, zwyczaje, sposób życia" ("PiS się tuczy na imigranckim strachu", GW, 16.09.2015). Otóż to utożsamienie jest podręcznikowym przykładem manipulacji, sprowadzania postaw, z którymi się nie zgadzamy, do ich skrajnej postaci. Ośmieszania w nich tego, co jest jakąś racjonalną ich częścią. A przecież wystarczy spokojnie zastanowić się, by widzieć rzeczy całkiem inaczej. Hasła ze stadionów i z ulicznych manifestacji w miniony weekend są z pewnością ksenofobiczne. Ale czy na pewno ksenofobiczny jest ten zestaw poglądów? Czy przekonanie, że "z powodu imigrantów wzrośnie przestępczość" jest lękiem bez pokrycia w faktach? Wiemy w każdym razie, że w krajach, które przyjęły masową imigrację afrykańsko-bliskowschodnią, tak się stało. Porozmawiajcie ze Skandynawami, którzy pamiętają czasy sprzed imigracji, a powiedzą wam, że wtedy pozostawienie roweru na ulicy było bezpieczne, dziś już nie. Czy obawa, że imigranci "przywiozą do Polski terroryzm" jest bezpodstawna? Wiemy, że tak się stało w bogatych krajach Europy. Naturalnie zbitka imigrant islamski - terrorysta jest bez sensu, ale nie jest bez znaczenia to, że niemal wszystkie zamachy terrorystyczne ostatnich lat w Europie były dziełem ludzi powołujących się na islam. Czy strach, że "zabiorą nam pracę" jest na wyrost? Nie. W wielu europejskich krajach tak się stało i fakt, że francuscy pracownicy nisko kwalifikowani głosują dziś w większości na Front Narodowy, ma swoją wymowę. Przykład niemiecki jest wyjątkowy: dramatycznie niski przyrost naturalny rdzennej ludności Niemiec i zarazem wysoki wzrost gospodarczy dają w sumie efekt braku rąk do pracy. W Polsce w najbliższych latach takiego efektu nie należy się spodziewać. Czy obawa, że "odmienią nam codzienne życie" jest wydumana? Tak się stało w krajach osiedlenia masowej imigracji. Społeczeństwo jednorodne kulturowo (jak polskie) żyje zupełnie inaczej niż społeczeństwo multikulturowe. Można tę zmianę lubić lub nie, ale negowanie, że ona nastąpi jest upieraniem się przy wizji mało prawdopodobnej. Tak po prostu, Agnieszko Kublik, będzie. Nie jutro, ani za rok, ale w dalszej perspektywie - gdy Polska stanie się zamożnym krajem - tak będzie. Czy lęk, że przybysze "wywrócą wierzenia, zwyczaje, sposób życia" jest przesadny? Znowu: doświadczenia krajów zachodnich, potwierdzają, że tak się dzieje. Pojedźcie do pierwszego lepszego podparyskiego miasteczka, a poczujecie się po trochu jak na przedmieściu Algieru albo Kabulu. Czy na pewno należy tych Francuzów, którzy mówią, że czują się z tym źle, walić po głowie pałką oskarżeń o rasizm? I czy na pewno należy walić tą pałką Polaków, którzy też by nie chcieli, żeby ich Suchedniów czy Grójec za 20 lat zamieniły kościół na meczet? Na marginesie: odnotowuję rozumny głos w tej sprawie w tej samej wczorajszej "Gazecie Wyborczej" (Karolina Wigura, "Nie wpadajmy w moralną panikę", GW, 16.09.2015). Rozumiem po trochu ludzi czytających "con amore" "Krytykę Polityczną", że dla nich perspektywa takiego wykorzenienia kulturowego Polski nie jest groźna. Gdy się nie ma przywiązania do rodzimego obyczaju i wiary, z pozoru nic się w takim wypadku nie traci, a nawet coś zyskuje: wolność od nieznośnej (dla nich) normatywności, która z tego zakorzenienia płynie. Ale gdy się takie przywiązanie ma, postrzega się tę zmianę jako utratę czegoś ważnego, prawda? Czy tak trudno to zrozumieć? Zresztą, chciałbym przestrzec naiwnych entuzjastów masowej imigracji jako zjawiska bezproblemowego. Nie myślcie, że islamskie otoczenie kulturowe będzie bardziej wyrozumiałe dla zwolenników "płynnych tożsamości" niż to dzisiejsze, które postrzegacie jako taką torturę. Będzie bolało. I nie tylko "katoli".