Trudno się dziwić politykom kartelu czworga, a i ich medialnym plenipotentom, że są zaniepokojeni. Bo wchodzi do gry zawodnik, którego miało nie być. I, co gorsza, wbrew temu co ci politycy i ich plenipotenci, twierdzą, nie jest to zawodnik, którego zapowiedź udziału można zbyć wzruszeniem ramion. Gdyby tak było, poprzestaliby na tym, a przecież widać gołym okiem, że mają z Hołownią problem. Prawda, że wyzwanie, jakie sobie postawił dziennikarz-społecznik, jest karkołomne. Prawda, że musi dopiero zbudować zaplecze eksperckie i logistyczne, nie mówiąc już o pieniądzach, których mu żaden prezes partii nie da. Prawda, że nie ma on doświadczenia politycznego, bez czego - gdyby, jak planuje, został prezydentem - sensowne wypełnianie funkcji głowy państwa z kompetencjami w dziedzinie polityki zagranicznej i obronnej, byłoby bardzo trudne. Ale, z drugiej strony, ma ogromny zapał i doświadczenie działacza społecznego. Jako były celebryta łatwo zbuduje sobie zaplecze eksperckie i logistyczne, a także - w dobie fundraisingu - zdobędzie pieniądze. Z doświadczeniem politycznym jest największy kłopot: Szymon Hołownia go po prostu nie ma. Mają więc rację ci krytycy jego decyzji, którzy przestrzegają przed amatorszczyzną, która może grozić w wypadku zwycięstwa Hołowni. Jak szybko nowy prezydent nauczyłby się tego, czego zwodowi politycy startujący w wyborach prezydenckich uczą się wiele lat? Tu jest jego miękkie podbrzusze. A atuty? Są niemałe. Przede wszystkim Hołownia ze zrozumieniem przeczytał Konstytucję i wie, że rolą Prezydenta RP jest stanie na straży reguł. Nadto jako bystry obserwator życia Polaków wie, że prezydent mógłby, gdyby nie był zakładnikiem żadnej ze stron wojny polsko-polskiej, leczyć rany, które od kilkunastu lat w tej wojnie sobie zadajemy. A tak się składa, że akurat on zakładnikiem żadnej ze stron nie jest. Zdecydowanie jest to, od tej strony, poważny kandydat i słusznie się go obawiają kandydaci z ekstraklasy, czyli ci którzy będą się bić o drugą turę. Skoro sondaż, przeprowadzony jeszcze przed ogłoszeniem planów prezydenckich Hołowni, daje mu 9 proc. poparcia i trzecie miejsce ex -equo z Władysławem Kosiniak-Kamyszem, to znaczy, że jest potencjał. Nie zgadzam się z Januszem Majcherkiem, gdy pisze on, że kandydat obywatelski musi być antysystemowcem w rodzaju Pawła Kukiza. Hołownia nie liczy głównie na tych, którzy są obrażeni na system, lecz raczej na tych, którzy są zmęczeni wojną PiS-u z Platformą. A to robi różnicę co do elektoratu i co do personelu politycznego, który się wokół kandydata gromadzi. Twierdzę, że ten kandydat zostanie zapamiętany. Ma spore szanse na to, żeby zmienić proporcje głosów między kandydatami opozycyjnymi i w tym sensie, wpłynąć na to, kto będzie w drugiej turze rywalizować z Andrzejem Dudą. Nie wykluczałbym też sprawienia przez Hołownię niespodzianki. I nagle, zrobiło się w tych wyborach ciekawie. Roman Graczyk